Dosyć o plażach i drinkach. Brazylia to także opowieść o poważnym biznesie jakim jest wydobywanie diamentów.
Jedną z głównych atrakcji Bahii jest lansowany przez portale turystyczne Narodowy Park Chapada Diamantina. Tereny jego położone są mniej więcej w środku stanu i można tam z łatwością dojechać z Salwadoru, kierując się na zachód drogą 242 prowadzącą wzdłuż północnej granicy Parku. Ilość informacji dostępnych w języku angielskim na temat Chapady mógłby sugerować, że jest to raczkująca atrakcja turystyczna. Nic bardziej błędnego. Sądząc po otaczających nas turystach, informacje na jej temat wraz z trasą dojazdu dodawane są bezpłatnie do każdej sprzedanej w Brazylii pary japonek Havaianas.
Co ich wszystkich, a również nas sprowadza do tego miejsca? Góry, które choć nie imponują wzrostem, to ze względu na majestatyczną konfigurację nadają temu miejscu klimat tajemniczości. Jednak kilka odpowiednio uformowanych korytarzy skalnych to zbyt mało. Co dodatkowo zachęca wszystkich do odwiedzin to woda. Objawia się ona w formie pięknych wodospadów, kotłów i podziemnych jezior wypełnionych krystalicznie czystą wodą. Chapada Diamantina jest też domem najwyższego wodospadu w Brazylii – Cachoeira da Fumaca (cachoeira to po portugalsku wodospad).
Dodatkowo, na szczęście dla zwiedzających, wszystkie te atrakcje są bardzo przystępne. Po pierwsze Brazylijczycy nie widzą żadnego problemu w tym, aby odwiedzający mogli kąpać się w parkowych wodospadach czy jeziorach. Co więcej, ułatwiają im to, bo w niemal każdym nadającym się do kąpieli miejscu można natknąć się na ratowników wodnych, którzy przywołują do porządku tylko gdy za bardzo się rozzuchwalimy. Margines dozwolonych zachowań jest jednak dużo szerszy niż w Europie, bo obejmuje między innymi zjeżdżanie po naturalnych ślizgawkach na goły tyłek, picie alkoholu, organizowanie grilla wśród skał, skakanie ze skał. Wszystko jest dla ludzi (a w niektórych przypadkach również dla psów).
Lencois. W gnieździe garimperos
Lençóis, wypełniona kolorami miejscowość położona w północnej części Parku, to nasza baza wypadowa. Ulokowana na pagórkach mieścinka jest jedną z największych w okolicy. Aby się tam dostać należy pokonać usianą majestatycznymi dziurami drogę. Lençóis zostało założone przez garimperos czyli południowoamerykańskich poszukiwaczy diamentów. W okolicy znajduje się dużo więcej miejscowości, które swój początek zawdzięczają gorączce diamentów. Pierwsze diamenty odnaleziono w Chapadzie w 1822 roku. Wolni strzelcy ściągali tam ze wszystkich kierunków. Nocowali zwykle w namiotach, które z okolicznych wzgórz wyglądały jak świeżo rozwieszone pranie, stąd i nazwa ich miejscowości – Pościel (port. Lençóis). Być może diamenty, które znajdowano w Chapadzie nie były najpiękniejsze, ale za to przydały się przy niejednym imponującym projekcie. Francuzi kupowali je na potrzeby drążenia skał przy budowie Kanału Panamskiego i londyńskiego metra.
Byliśmy tam w samym środku karnawału i w okresie tym ulice miasta tętnią życia między godziną 19 a północą. Wkrótce potem bary i restauracje zaczynają się wyludniać. Lençóis to miejscowość czerpiąca wszystkie dochody z turystyki, niemal każdy musi wcześnie wstać by wyruszyć na szlak z mniej lub bardziej zorganizowana grupą. W zasadzie każda rozmowa z miejscowymi, niezależnie od tego czy są barmanami, właścicielami pousady czy lokalnymi muzykami w pewnym momencie zakończy się stwierdzeniem „Ja też jestem przewodnikiem”.
Jeśli istnieją hasła, które powinny nieść się echem po zboczach Chapady to jest to „You need a guide” („potrzebujecie przewodnika”) i „it’s not safe” („to niebezpieczne”) słyszane w wersji portugalskiej i angielskiej. Powtarzane są tak często, że z łatwością osiągają ten sam efekt co ciągłe oglądanie wiadomości ze świata – zaczynasz zastanawiać się jakież to okropności muszą czekać na ciebie za kolejnym krzakiem. Trzeba pamiętać że oprowadzanie licznych przyjezdnych po pobliskich atrakcjach jest jedynym „pewnym” źródłem dochodu, bez Parku miasto to zapadło by się niczym domek z kart. W ubiegłym roku miejsce to nawiedziła plaga pożarów. Rząd nie kwapił się do udzielenia pomocy przy ich gaszeniu i jedynymi osobami zainteresowanymi uratowaniem Parku byli właśnie mieszkańcy okolicznych miejscowości i ochotnicy.
Trekking w Chapada Diamantina
Dlatego nie dziwi fakt, że na każdym kroku ktoś będzie próbował ci tu wcisnąć swoje absolutnie konieczne usługi. Dla turysty z Europy jest to sytuacja nietypowa. W Lençóis kwestią biznesową jest utrzymanie turystów w stanie niewiedzy i strachu. Dlatego też pracownicy informacji turystycznej i biur podróży, a także wszyscy domorośli „przewodnicy” nie są chętni do udzielania jakichkolwiek cennych informacji na temat szlaków. Wejścia na nie pojawiają się często w nieoczywistych miejscach, a najlepszym znakiem świadczącym o tym, że jesteście na najlepszej drodze do celu, są napotykani nieznajomi, którzy ze swoim nieśmiertelnym „to niebezpieczne” będą próbowali namówić was na wzięcie ich na przewodnika. Mapy sprzedawane w punktach informacji mają wam służyć jedynie w celu pobieżnego zorientowania się w której części świata znajduje się interesujący was punkt docelowy.
Trzeba wiedzieć, że Park Chapada Diamantina ma słuszne rozmiary. Jest to stały punkt programu turystów zainteresowanych „ekoturystyką” czyli mówiąc prostym językiem tych osób, które odmówią sobie piątego drinka przy śniadaniu, żeby wejść na jakąś górkę. Dla takich osób miejscowego biura turystyczne posiadają bogatą ofertę, od zwykłego jednodniowego trekkingu po tygodniowe wypady ze wspinaczką i kajakowaniem wśród kajmanów. Wszystko za dość sowitą opłatą. Ponieważ my pojawiliśmy się w Chapada Diamantina w samym sercu lata, nie zdecydowaliśmy się na trekking. Temperatury osiągające 35 stopni w cieniu skutecznie zniechęcają do wysiłku fizycznego. Myślę, że lepszym momentem na wybranie się tam jest okres jesieni, zimy i wiosny brazylijskiej. W sierpniu temperatura powietrza w Lençóis spada do nawet 20 stopni, co czyni europejskie miesiące letnie idealnym momentem na wyruszenie na brazylijski szlak (aczkolwiek nie wiem jak wtedy z opadami).
Chapada Diamentina – z przewodnikiem czy bez
Na trekking można wyruszyć zarówno z biurem podróży jak i samemu. Oczywiście wszyscy naokoło będą mówić co innego. Jednak jeśli posiadacie doświadczenie w chodzeniu po górach, wystarczy, że zaopatrzycie się w odpowiednią mapę (raczej nie można ograniczyć się do tych sprzedawanych w Lençóis), a powinniście poradzić sobie na szlaku bez przewodników. My korzystaliśmy z map dostępnych na LocusMap. Ma ona tą zaletę, że posługując się nią jeśli zboczycie ze szlaku choćby o 2 metry, to zobaczycie to na ekranie waszej komórki. Niestety nie były w niej zaznaczone wszystkie „kilkudniowe” trasy proponowane turystom w Lençóis. Z całą pewnością znajdziecie na niej jednak ścieżki prowadzące z Lençóis do Morro do Pai Inacio, Riberio de Mayo oraz Cachoeira da Fumaca (raczej dwudniowa trasa). Jeśli wybieracie się na kilkudniowy trekking to warto zabrać ze sobą kompas, uzdatniacze wody, nakrycia głowy, coś przeciwdeszczowego i jedzenie. Na trasie można spać przede wszystkim w namiotach. W niektórych miejscach w parku znajdują się też pousady.
Z oferty wycieczek z przewodniczkiem korzystają różni ludzie. Wiele z osób, które widzieliśmy na szlakach było kompletnie nie przygotowanych fizycznie do wyruszenia nawet na jednodniowy spacer. Nie jest to złośliwość, po prostu widzieliśmy wiele osób, które miały problemy ze zrobieniem kroku przez 40 centymetrowe kałuże tworzone przez przepływające strumyki. Do tego stopnia, że tego kroku nie robiły choćby nie wiem co. Odrobinę tłumaczy to wieczne powtarzanie przez miejscowych zapewnień, że w górach jest bardzo niebezpiecznie. Zważywszy, że na co dzień mają do czynienia z ludźmi, którzy wybierają się na szlak w samych japonkach (znamy to i z Polski), to w zasadzie wszystkich przyjezdnych mierzą po prostu tą samą miarą.
Jeśli nie czujecie się na siłach, aby wybrać się na kilkudniowy trekking samodzielnie, do wyboru macie dziesiątki biur turystycznych w Lençóis gdzie z dnia na dzień uda wam się zamówić wycieczkę. Jeśli jednak planujecie wybrać się na popołudniową wycieczkę, do którejś z okolicznych atrakcji – nie bierzcie przewodnika. Nie wyobrażam sobie lepszego sposobu na zrobienie kogoś w człona niż przekonanie go w piękny słoneczny dzień, że potrzebuje przewodnika, żeby przejść 3 kilometrową trasę, na końcu której odkryje, że była ona dostatecznie prosta dla niedzielnych turystów z obowiązkową puszką piwa w ręku.
Trekking Chapada Diamantina
Jeśli chcielibyście udać się na dłuższy wypad do Parku zarezerwujcie na to co najmniej 4 dni (na sam trekking). Park jest bardzo duży i słabo skomunikowany. Im więcej zapasu czasu macie tym lepiej. Wprawdzie z Lençóis wychodzi wiele z polecanych tras, jednak przebycie ich zajmuje od 2 do 4 dni (z Lençóis na drugi koniec Parku trzeba przejechać drogą na około ok 100 km). Jeśli nie macie na to czasu (podobnie jak my), to okolice Lençóis i tak zapewniają dużo atrakcji i pięknych widoków. Warto mieć samochód ponieważ atrakcje są rozsypane w promieniu od 2 km do 115 km od Lençóis. Poniżej przedstawiamy listę odwiedzonych przez nas miejsc, świetnie nadających się na totalnie spokojny wypoczynek.
Ribeirao do Meio
Oddalona o zaledwie 45 minut spacerem od centrum Lençóis naturalna ślizgawka. Zachęcamy do spróbowania, aczkolwiek wasze cztery litery z pewnością będą jeszcze przez jakiś czas pamiętać każdą nierówność tej pochylni. Najwięksi profesjonaliści zjeżdżają na goły tyłek!
Są niestety tacy, którzy powiedzą wam, że tam również potrzebny będzie wam przewodnik, żeby nie wpaść na skały.
Aby dostać się do Ribeirao do Meio opuśćcie miasto kierując się ulicą Rua Sao Benedito.
Morro do Pai Inacio
Choć na zdjęciach to wzniesienie wydaje się nie oferować niczego szczególnego, ze szczytu rozciąga się piękny widok na korytarz skalny tworzony przez okoliczne góry stołowe. Warto wybrać się tam wieczorem by podziwiać zachód słońca. Ostatnie wejścia odbywają się przed godziną 17 więc bądźcie tam odpowiednio wcześniej (wejście jest płatne). Samochodem można wjechać na górę po drodze znajdującej się w okropnym stanie, więc uważajcie na podwozie. Z parkingu czeka was jeszcze ok 15 minutowe podejście.
Poco do Diablo
Wejście na szlak prowadzący do przełomów rzecznych i wodospadów Poco do Diablo znajduje się w barze Mucugezinho, leżącym na trasie 242. Miejsce jest bardzo lubiane, więc możecie mieć problemy ze znalezieniem miejsca parkingowego. Znajduje się też niedaleko Morro do Pai Inacio. Zarówno do Poco jaki i na Morro do Pai Inacio można dojść szlakiem prowadzącym z Lençóis przez północną część Parku.
Salao de Coloridas Areias (i reszta)
Ścieżka, na której napotkacie Salao de Coloridas Areias jest ok 3kilometrową trasą (w jedną stronę). Szlak do niego prowadzi wdłuż Rio Lençóis. Stamtąd możecie udać się również na spacer do licznych znajdujących się po drodze wodospadów – Primavera, Poco Halley, Cachoeirinha. Trasa jest średnio interesująca i dość tłoczna, więc jeśli nie macie wiele czasu to jest do pominięcia.
Poza tym w okolicy parku można zobaczyć m.in.:
Cachoeira Fumaca – najwyższy wodospad Brazylii. Szlak prowadzi zarówno na szczyt jak ido podnóża wodospadu.
Vale do Capao, Vale do Pati – malownicze doliny, którymi prowadzone są kilkudniowe wyprawy trekkingowe
Gruta do Lapao – jedna z największych jaskiń piaskowych w Ameryce Południowej
Marimbus – bagnisty region 90 km na południe od Lencois. Można wybrać się na wycieczkę kajakową i mieć nadzieję, że zobaczycie gdzieŚ kajmana (albo modlić się by nie).
Poco Azul – Jaskinia wypełniona krystalicznie czystą wodą, nabierającą lazurowego koloru (jeśli akurat nie padał deszcz)
Lista jest dużo dłuższa i wręcz nieskończona…
A po trekkingu?
Wieczorne wyjścia na miasto są jak najbardziej godne polecenia. Praktycznie w każdym miejscu obsługa knajp rozkłada swoje stoliki na stromych i wąskich uliczkach, dzięki czemu wieczorem w Lençóis jest zawsze gwarno. Spożywanie kolacji uprzyjemni wam obowiązkowa caipirosca, a także występy okolicznych artystów. Są to przede wszystkim muzycy i tancerze capoeiry. Ci ostatni przemierzają wte i we wte centrum miasta i nawet w najtłoczniejszym miejscu znajdują dość przestrzeni by pokazać swoje umiejętności. Warto wiedzieć, że po godzinie 19 w większości miejsc doliczane jest 5 reali od osoby „dla artystów”. Standardem jest też doliczanie kosztów serwisu do rachunku.
Poza tym miejscem, które nie można ominąć jest maleńki, ale wysoce wyspecjalizowany lokal w którym podawane jest açaí na tigela. Co dziennie ustawiają się przed nim kolejki po 300 ml kubeczki wyśmienitych deserów, stworzonych z mrożonych jagód açaí z bananem i musli. Polecamy wersje z mlekiem kondensowanym. Palce lizać.
Gdzie spać?
Polecamy miejsce, w którym spędziliśmy dwie noce – Surya Chapada. Rezerwacje można zrobić przez airbnb. Gospodarzem jest tam uroczy rastaman, który jeśli was polubi (a na pewno tak będzie), będzie starał się przychylić wam nieba. Nocować można u niego w bardzo wygodnych i zadbanych domkach z łazienką, kuchnią i antresolą. Wszystko to położone jest w ogrodzie wypełnionym owocowymi drzewami, po których ganiają się maleńkie małpki. Za dodatkową opłatą w wysokości 15 reali dostaniecie też całkiem spore (ale wegetariańskie) śniadanie.
Generalnie w sezonie polecamy wcześniejszą rezerwację, ponieważ Lencois jest wtedy bardzo oblegane. Ceny noclegów zaczynają się mniej więcej od 30 zł za łóżko. Jednak nie możemy z ręką na sercu polecić tych najtańszych. Przez dwa dni nocowaliśmy w najtańszym (w tamtym okresie) miejscu w mieście i wspominamy to jako traumatyczne przeżycie. Jeśli jednak ktoś lubi spać w wilgotnym pomieszczeniu wypełnionym słodkim zaduchem związanym z tym, że na ścianach zalągł się grzyb, to jest to miejsce dla was.
Jeśli chcecie wybrać się na trekking to polecamy wpis z bloga Al & Xiaoting’s Travel Adventures: http://www.pgblog.info/?p=300, w którym znajdziecie wiele pomocnych uwag na temat organizacji trekkingu i możliwych do przejścia tras.
Co po Chapadzie?
Jeśli nie masz jeszcze planów na zwiedzenie reszty okolicy, bardzo polecamy udać się na wyspę Morro de Sao Paolo. Noclegi: Universo Pol Bamboo Hostel.