Podlasie i Suwalszczyzna mają z turystami trochę pod górkę. Bo nie ma tutaj nadbałtyckich dansingów, parawaningu. Nie ma Gubałówki i generalnie ciężko się tu polansować. Nad Biebrzę chyba wciąż zagląda więcej ornitologów zza granicy niż z Białegostoku. A na Czarnej Hańczy kolejek też nie ma.
Wychodzimy więc na przeciw oczekiwaniom wszystkich tych, którzy tereny te chcieliby poznać. O Podlasiu przeczytacie w naszym poprzednim tekście, a tymczasem bierzemy na tapetę krainę Jaćwingów.
Przeczytaj też
Spływ kajakowy po Czarnej Hańczy
Miał być Szlak Jagodowych Babć, a tymczasem okazało się, że pływamy po w pełni wyposażonej rzece, na której nie brakuje ani gorzkiego ale prosto z lodówki, ani placków ziemniaczanych, ani boisk do siatkówki. Nie było tylko pierogów z jagodami.
Czarna Hańcza moi Państwo, mimo że z nazwy czarna, to jednak oko cieszy przede wszystkim krystalicznie czystą wodą, przez którą przebija się zieleń różnorodnego świata podwodnego. Za czerń odpowiadają natomiast otaczające rzekę drzewa, które czasem przejmują pełną kontrolę nad światłem na szlaku. Nadrzeczne bary dostają od nas wszystkie gwiazdki Michelin’a. Wrócimy po więcej.
Kanał Augustowski
Kanał Augustowski został wybudowany w XIX wieku. Na barki włożono mu mnóstwo bardzo odpowiedzialnych zadań. Miał omijać Gdańsk, Królewiec i inne pruskie miasta i pozwalać towarom nim spływanym bez problemu trafiać do Bałtyku.
Kanał Panamski to może nie jest, ale że tamtego jeszcze nie widzieliśmy, ten zupełnie nam wystarcza. Na jego trasie znajdziecie aż 18 śluz. Ich działanie możecie podziwiać również z góry, ale prawdziwe emocje są zdecydowanie tam na dole. Wodę napuszcza się przez otwory w masywnych drewnianych wrotach. Kiedy woda zaczyna z hukiem wpadać do komory, w której siedzisz w swoim małym kajaku, czujesz się jak Danny w „Lśnieniu” Kubricka.
Spływ kajakowy po Rospudzie
Chyba najbardziej znany polski szlak kajakowy swoją popularność zawdzięcza przede wszystkim akcji protestacyjnej zorganizowanej po ogłoszeniu decyzji o poprowadzeniu obwodnicy Augustowa właśnie przez Dolinę Rospudy. Po kilku tygodniach protestów, emitowanych we wszystkich wydaniach wiadomości, udało się osiągnąć porozumienie i Rada Ministrów zmieniła planowany przebieg dróg ekspresowych. Dziś nie ma więc żadnych przeszkód żeby wybrać się na spływ kajakowy po Rospudzie.
Jaka jest różnica między Rospudą a proponowaną przez nas wyżej Czarną Hańczą? Rospuda ma słabszą infrastrukturę. Na szlaku nie znajdziecie tam zbyt wielu barów ani nawet sklepów. W górnym biegu rzeka jest też znacznie bardziej wymagająca niż Czarna Hańcza. Poza tym w 2019 roku w sierpniu w górnych odcinkach rzeki było już naprawdę mało wody. Spora część trasy wymagała przepychania kajaków, a nie przepływania. Dodajcie do tego porywisty nurt na zakrętach i macie przepis na dość przygodowy spływ kajakowy.
Mosty w Stańczykach
Tak wiemy, technicznie nie jest to już Suwalszczyzna, tylko Mazury. Ale ponieważ mosty w Stańczykach znajdują się 90 km od Giżycka i zaledwie 37 km od Suwałk, to prawdopodobnie prędzej traficie tutaj w czasie wizyty u Jaćwingów niż przy okazji żagli na Mazurach.
W Stańczykach możecie jedne z najwyższych w Polsce mostów kolejowych (niestety już nieczynnych, na trasie Gołdap – Żytkiejmy od 1945 roku). 200 m długości i 36 metrów wysokości żelbetowej przyjemności.
Jezioro Wigry i Wigierski Park Narodowy
Jezioro Wigry to absolutny sztos. Możecie podziwiać je z przeróżnych perspektyw: pływać po nim kajakiem albo wpław (przechodzi przez nie szlak Czarnej Hańczy), z punktów widokowych (w Starym Folwarku i Bryzglu). My najbardziej polecamy połączenie prawie wszystkich tych metod i doświadczenie jeziora Wigry z perspektywy siodełka rowerowego.
Szlak Wokół Wigier
Zielony szlak rowerowy prowadzący wokół jeziora pozwoli wam na dotarcie do fajnych kąpielisk i urokliwych zatoczek. Klasztor w Wigrach obejrzycie z każdej możliwej strony. A soczyste jak dżungla lasy Wigierskiego Parku Narodowego nie będą miały przed wami już żadnych tajemnic. Szlak jest średnio wymagający, nie brakuje na nim podjazdów, a nawierzchnia to przede wszystkim szutry i leśne dukty. Ma długość ok 45 km. Czy warto? Najbardziej na świecie!
Turtul i Bachanowo
W Turtulu znajduje się siedziba Suwalskiego Parku Krajobrazowego. Na odludziu, ale trudno wyobrazić sobie przyjemniejsze miejsce niż rozlewiska Czarnej Hańczy. W okolicy znajdziecie jakiś milion ścieżek edukacyjnych.
Natomiast w pobliskim Bachanowie nacieszycie oczy porozrzucanymi po całej okolicy głazami narzutowymi, znakiem firmowym pojezierza. Przy okazji będzie mogli spędzić trochę czasu nad jeziorem Hańcza. Ma ono ponad 100 metrów głębokości, jest cholernie zimne i bajecznie przejrzyste. Wokół brzegów znajdziecie jeszcze więcej ogromnych głazów.
Klasztor w Wigrach
Jednym z najbardziej zatłoczonych miejsc na Suwalszczyźnie jest klasztor pokamedulski w Wigrach. To potężna warownia, otoczona przez parkingi i małe knajpki serwujące pierogi i suwalskie przysmaki. Na klasztor warto patrzeć nie tylko spod jego murów, ale przede wszystkim z punktów widokowych np. w Starym Folwarku.
Baza Rybacka w Czerwonym Folwarku
Odwiedzając Wigry, nie zapomnijcie zajrzeć do Czerwonego Folwarku. Znajduje się tam Baza Rybacka – kupicie tu bilety wstępu do Wigierskiego Parku Narodowego. Możecie też zajrzeć na wystawę w Muzeum Rybołówstwa.
Wisienką na torcie są pomosty za Bazą oraz lodowa chatka. Zimą można tutaj oczywiście spotkać wędkarzy łowiących ryby na lodzie.
Dwór Miłosza w Krasnogrudzie
Miejsce jest tak ustronne, że nie trafił tam nawet Google Street View. Siedemnastowieczny dwór położony jest w bardzo starym parku nad jeziorem Hołny, tuż tuż przy granicy z Litwą. Kto nie wie, ten tam nie trafi. Zwą go dworem Miłosza, bo należał do członków rodziny Noblisty od strony matki. Jego ciotka prowadziła w nim pensjonat. On sam spędzał tu każde wakacje w czasach szkolnych i uniwersyteckich. Potem, czyli po wojnie, dworek przeszedł na własność Lasów Państwowych i jak to zwykle w takich przypadkach bywa, popadł w ruinę. Kwaterowano w nim robotników i rodziny pracowników nadleśnictwa.
Dworem Czesława Miłosza zarządza Fundacja Pogranicze, które od lat zajmuje się trudnym tematem sąsiedztwa kultur i narodów w północno-wschodniej Polsce (więcej o tym przeczytacie chociażby w książce „Białystok” Michała Kąckiego). To oni zajęli się remontem dworu, który jeszcze 20 lat temu był w opłakanym stanie. Dobudowano też okazałą oficynę oraz przywrócono blask parkowi, w którym przy odrobinie szczęścia można spotkać sarny i list.
Spróbuj sękacza!
Rabin Löw być może stworzył swojego golema z błota Wełtawy. Ale gdybym to była ja, to mój strażnik na pewno zostałby ulepiony z jaj, mąki, cukru i śmietanki… Sękacze to ciasta tradycyjnie wypiekane w północno-wschodniej Polsce i na Litwie. Choć źródła podają, że tak naprawdę swoje korzenie ma w kuchni niemieckiej. Dziś chyba został tam wyparty przez
Złota Proporcja pisze na swoim blogu, że pierwsze sękacze mogły zostać po raz pierwszy przygotowane z okazji przybycia królowej Bony do Berżnik. „My nasze” sękacze bierzemy właśnie z tamtych okolic. Pani sołtysowa z Markiszek przyrządza takie złociutkie bestie i z tego co wiemy zużywa na przygotowanie około 40 jaj. Żałujemy że mamy stan epidemii bo z chęcią dowiedzielibyśmy się u źródła czegoś więcej o wyrobie tego przepysznego ciasta.
100 gram sękacza to ponad 400 kalorii, a naprawdę nie jest trudno w jeden dzień opędzlować tak z 200-300 g. Ten z Markiszek jest cudownie miękki, mięsisty i i zachowuje pełną świeżość nawet tydzień po wypieczeniu. Nie wiemy co dzieje się po tygodniu, bo jeszcze nigdy nie udało nam się tyle wytrzymać bez zjedzenia całego, względnie podzielenia się nim z rodziną i znajomymi. Ostatnio zakupiliśmy jednak okaz 4 kilogramowy i mamy jeszcze połowę, będziemy więc kontynuować badania nad relacją pomiędzy upływem czasu a nadawaniem się do spożycia. Z doświadczenia wiem, że sękacz może spokojnie wytrzymać w naszych kuchniach nawet kilka tygodni i miesięcy. Przez kilka lat mój tata regularnie przynosił do domu ogromne sękacze z okazji świąt Bożego Narodzenia, który smakował dobrze nawet gdy był już lekko wysuszony
Wizyta w suwalskiej bani
Z suwalskiej sauny mieliśmy okazje skorzystać w listopadzie. Sobota rano, obdzwaniamy po kolei wszystkie miejscówki. I każda jest zajęta.
– Właśnie zaczyna się sezon – tłumaczy kolejny już szczęśliwy właściciel sauny.
Kiedy dni stają się coraz krótsze a noce beznadziejnie zimne i długie, Suwalszczyzna pożytkuje te wydłużone wieczory na wizyty w saunie. I choć fanką upałów i potu nie jestem, to tradycję tą uważam za wyjątkowo godną pochwały. Szczególnie kiedy sauna stoi na brzegu jeziora, w którym można się schłodzić. Albo przynajmniej werandę z widokiem na jezioro i świadomością, że jeśli tylko znalazłabym w sobie dość odwagi, mogłabym się schłodzić jeszcze szybciej.
Sauna nad jeziorem w okolicach Suwałk
Polecamy saunę w miejscowości Bakałarzewo w Uroczysku Sumowo. Jej weranda wychodzi wprost na jezioro Sumowo, znajdujące się zresztą na szlaku Rospudy.
Sauna nad jeziorem w okolicach Gib
Saunę nad jeziorem znajdziecie nad jeziorem Gaładuś
Czarna bania w Wodziłkach
Sauna, sauną, ale nie ma się przecież co podniecać, bo saunę znajdziemy w pierwszej lepszej siłowni. Większą atrakcją będzie na pewno wizyta w tradycyjnej sadzowej bani w Wodziłkach.
Wodziłki to bardzo stara miejscowość zamieszkała przez starowierców. Po tym jak część wyznawców prawosławia nie uznała reformy liturgii w XVII wiecznej Rosji, byli zmuszeni uciec za granicę. Część z nich osiedliła się właśnie na Suwalszczyźnie. Przywieźli też ze własne obrzędy saunowe.
Temperatury grzania w czarnej bani jest niższa niż w klasycznej bani. Najpierw rozpala się piec, a w bani robi się ciemno od samego dymu. Kiedy jest już na tyle gorąco, że można rozpocząć rytuały, pomieszczenie się wietrzy.
Więcej o bani przeczytacie w Złotej Proporcji
Zobacz suwalskie suchary
Suchary nie są do jedzenia. Są to jeziora polodowcowe, które są bezodpływowe. Nie znajdziecie w nich też żadnych ryb. W Wigierskim Parku Narodowym znajdziecie ich aż 17, a wśród nich na przykład przesłodko nazwany Duży Sucharek.
Poza tym w okolicy znajdziecie wiele pięknych jezior. Zwłaszcza takich, które warto obejrzeć z lotu ptaka. Na przykład jezioro Płaskie, które w erze fotografii dronowej robi furorę na blogach podróżniczych.
Suchary znajdziecie w wielu miejscach. Ich okolice często otaczane są ochroną rezerwatu. Z własnego doświadczenia możemy polecić wizytę chociażby w Rezerwacie Łempis i Tobolinka. Oba znajdują się w okolicach Gib, jednej z najpopularniejszych wśród turystów miejscowości na Sejneńszczyźnie. Ale nie martwcie się, tego typu popularność w tych okolicach nie łączy się z wielkimi tłumami.
Przejedź rowerem szlak Green Velo
Fakt, tamtejsze pagórki mogą zmęczyć nawet bardzo zaprawionych rowerzystów. Suwalszczyzna to niekończące się podjazdy i zjazdy. Ale są też łatwiejsze opcje. Ścieżki rowerowe wokół jezior Wigierskiego Parku Narodowego są dużo bardziej przystępne.
Przykładowo szlak Green Velo łączy takie miejsca jak:
- Stańczyki
- Bachanowo
- Turtul
- Augustów
- Wigry i Czerwony Folwark
i możecie nim również objechać wokół Wigierskiego Parku Narodowego i Kanału Augustowskiego.
Augustów
Szczęśliwie położony pomiędzy aż trzema pięknymi jeziorami, Augustów powinien być stolicą polskiej turystyki. Miasteczko stanowi bardzo dobrą bazę wypadową na wycieczki kajakowe, spacery po puszczy czy po prostu do rzucania się z pomostów do chłodnej wody. Choć przyznamy, że jeśli już jesteśmy na Suwalszczyźnie to najlepiej zaszyć się na jednym z miliona pól namiotowych z widokiem na zalesione brzegi jezior.
Do największych atrakcji Augustowa należą oczywiście wspomniany już przez nas Kanał Augustowski (w Muzeum Ziemi Augustowskiej możecie poznać jego historię, szczegóły poniżej ↓) oraz jeziora. Jeziora, jeziora, jeziora. Augustów cieszy się doskonałym usytuowaniem, otaczają go aż cztery duże jeziora: Necko, Białe Augustowskie, Studzieniczne i Sajno. Fani sportów wodnych mogą być szczególnie zainteresowani odpoczynkiem nad Neckiem – znajdziecie tam wyciąg do nart wodnych i wakeboardu.
Zajrzyj na punkt widokowy w Smolnikach
Popularnie nazywany jest punktem widokowym U Pana Tadeusza, bo to tutaj kręcili plenery to filmu Andrzeja Wajdy.
Wstęp jest płatny, ale z naszego doświadczenia wynika, że opłata pobierana jest w sezonie turystycznym. W listopadzie nie zastaliśmy tam żywej duszy.
Kiedy warto jechać na Suwalszczyznę
Kiedy byłam mała DeDe Reporter w każdym programie przypominał, że Suwałki to najzimniejsze miejsce w Polsce. Ale mam dobrą wiadomość!
Za polski biegun zimna uważany jest obecnie Świerardów. Łuhu!
Może nie oznacza to od razu, że Suwalszczyznę najlepiej odwiedzać zimą. Lato na pewno sprzyja spaniu na kempingach, pływaniu kajakiem czy nurkowaniu w Hańczy. Nie ma jednak ogromnych przeciwwskazań żebyście zaglądali tam też zimą. Szczególnie jeśli szukacie spokoju, a w całej Polsce i tak hula wiatr. Tamtejsze listopadowe noce są naprawdę ciemne, a śnieg w maju, na zimną Zośkę, to nie pierwszyzna. okres wegetacyjny jest na pewno znacznie opóźniony w porównaniu chociażby do Warszawy. Kiedy tam w parkach kwitną ogromne kasztany, pod dworkiem Miłosza jeszcze nie wszystkie drzewa mają liście.
Tak jak napisane, mosty w Stanczykach nie są na Suwalszczyźnie ale tu traktuje się jakby do niej należały ze względu na bliskie położenie
Hej, czy możecie polecić mijesce do spania? To z widokiem na jezioro wyglada magicznie:)
To przez okno? To było akurat zrobione tutaj: https://slowhop.com/pl/p/to-jest-to.html
Generalnie jeśli chodzi o miejsca z klimatem polecamy Slowhop. Mają tam same ręcznie wyselekcjonowane perełki.
Z tańszych wersji spróbowałabym Uroczyska Sumowo, również mają dom nad jeziorem i jest w nim sauna nad jeziorem. http://uroczyskosumowo.pl/sauna.html
Super zestawienie i pieeekne zdjęcia!
dzięki!