Jeśli wysiadając z autobusu, pociągu lub samolotu, pierwszą rzeczą jaką zobaczycie na dworcu/lotnisku jest posąg małpy, to istnieje spora szansa na to, że a. jesteście w Azji, b. spotkacie małpę znowu na ulicy, c. małpa będzie żywa. My tak mieliśmy w Tajlandii, kiedy przez przypadek trafiliśmy do stolicy makaków – Lopburi.
Według Wikitravel hostele w Lopburi dzielą się na trzy kategorie – te usytuowane w miejscach z wieloma małpami, z kilkoma małpami i bez małp.
Lopburi, Thailand, is a city taken straight from Jungle Book. Coming there be prepared for the constant presence of monkeys. They are everywhere, on the streets, above your head, in your rice bowl. Depending on your preference you can choose a place to stay with lots of monkeys running (and hanging) around, or opt for somewhere with low or no monkey presence. Monkeys are the main touristic attraction of Lopburi. Once a year, in November, the citizens organize a feast to thank animals for brining tourists to their town.
My postawiliśmy w końcu na hostel leżący gdzieś pomiędzy małpim epicentrum, a okolicami, w których odnotowuje się średnie zagęszczenie małp. Raźnie wyszliśmy z dworca i zachęceni przez lokalnych przedsiębiorców przesiedliśmy się do riksz, które miały zawieźć nas pod nasz hostel. Daniel dostał młodego, pełnego sił kierowcę, natomiast ja, jako ta filigranowa, zostałam przydzielona do ważącego mniej więcej tyle co ja siedemdziesięcioletniego staruszka. Riksza Daniela szybko stała się dla nas jedynie punktem na horyzoncie. Z prędkością mniej więcej 4 km na godzinę przejechaliśmy przez miasto. Chwilę po rozpoczęciu tej fascynującej przejażdżki pojawiły się w moim sercu poważne wątpliwości, czy nie powinnam może zatrzymać tego staruszka, kazać mu usiąść na swoim miejscu i samodzielnie zawieźć naszą dwójkę na miejsce. Po chwili myśli te zostały zintensyfikowane, ponieważ znikąd, ponad naszymi głowami, gdzieś na wysokości 4 metrów, pojawiły się gremliny, przeskakujące po drutach z jednej strony ulicy na drugą.
Każdy kto chciałby zobaczyć na własne oczy zalążki Planety Małp, powinien udać się do Lopburi, szczególnie w listopadzie, kiedy odbywa się tam coroczny festiwal w formie uczty organizowanej dla małp. Miejscowi odpłacą im w ten sposób za małpi wkład w rozwój miasta. Uczta odbywa w świątyni Prang Sam Yot. W poprzednich latach ilość jedzenia dostarczana na małpi stół dochodziła do 2000 kg.
To tak raz do roku. Na co dzień miejscowi powinni może całować ziemie, po której stąpają dzielne małpy, pozwalające im żyć z licznie przybywających do miasta turystów. Związki małpo-ludzkie są jednak odrobinę bardziej skomplikowane. Małpy stanowią nie tylko magnes na spragnionych egzotyki turystów, ale także niemały problem w codziennym życiu. Blokują one ruch na drogach, kradną jedzenie i torebki, no i jak to małpy są stanowczo za cwane i zbyt sprawne. Oczywiście nie boją się ludzi. Stąd w dłoniach właścicieli ulicznych straganów broń w postaci karabinów maszynowych na kulki i proc, którymi odstraszają małpy skradających się do poustawianego na straganach jedzenia. W oknach domów po instalowane są kraty, żebyś przypadkiem rano nie obudził się widokiem obcej małpy w twoim szlafroku i kapciach. Idąc na zakupy na miejscowy targ lepiej miej oczy z tyłu (i na czubku) głowy. W całym mieści porozstawiane są znaki informujące o godzinach karmienia małp. Ich codzienne dokarmianie ma uchronić turystów od niechcianych ataków na turystów.