O Toskanii najlepiej opowiadają jej krajobrazy. Delikatne pagórki, cyprysy, wszechobecne winogrona, kamienne domy na wzgórzach, wieże kościołów, twierdz… Ale! Aldous Huxley, któremu również zdarzyło się postawić stopę lub dwie w Toskanii pisał przecież: „Niewiele znam rzeczy bardziej nudnych i bezpożytecznych niż literackie opisy” (aż żal że Eliza Orzeszkowa nie dożyła by przeczytać jego słowa). Jeśli więc chcecie otrzymać lepsze wyobrażenie na temat tego jak wygląda Toskania, pora przeskoczyć do działu z obrazkami albo nareszcie się tam wybrać.
Szkoda, bo o Toskanii można opowiadać przede wszystkim przez opisy. Pisarze, którzy tworzyli pod natchnieniem Florencji ogromną część stworzonych przez siebie linijek poświęcili na opisy przyrody oraz sztuki – fresków i obrazów, których tutaj dostatek. Toskania była niezwykle płodna jeśli chodzi o tworzenie wielkich osobistości. To tutaj Machiavelli podlizywał się Medyceuszom swoim Księciem. Michał Anioł malował freski. Da Vinci i Dante również przewinęli się przez okolice Florencji i Sieny. Tutaj rodził się Renesans. Wystarczy rozłożyć się na tarasie winnicy by podziwiać perełki architektury sącząc chianti.
Czemu budowano wieże w San Gimigniano
No i pięknie, szczególnie jeśli na horyzoncie jest miasto takie jak San Gimignano. Patrząc na tak majestatyczną miejscowość ciśnie się na usta określenie: „średniowieczne”. Byłaby to tylko połowa prawdy. Miasto to były prawdopodobnie założone już przez Etrusków (których z tych ziem wyparli potem Rzymianie), którzy upodobali sobie zakładanie swoich siedzib na wzgórzach. San Gimignano rozkwitło jednak dopiero w późnym średniowieczu, kiedy stało się popularnym przystankiem dla pielgrzymów podróżujących z Francji do Państwa Kościelnego przez Via Francigena (w dosłownym tłumaczeniu „droga z Francji”). Chciałoby się powiedzieć: złoty wiek. Miasto rozbrzmiewało dźwiękiem monet, jednak ten okres w historii całego Półwyspu Apenińskiego uważane jest za wręcz przysłowiowe średniowiecze – pełne śmierci, vendett i wojen.
Toskania naprawdę spływała wtedy krwią. Jeśli nie wierzycie mi, to spytajcie Szekspira. To właśnie ten okres w historii i spór toczący się między gibelinami i gwelfami stał się kanwą „Romea i Julii”.
Były to dwa zwalczające się stronnictwa polityczne, które zrodziły się w czasie wielkiego konfliktu pomiędzy Cesarstwem a papiestwem o dominację nad włoskimi miastami. Gibelinowie popierali Cesarstwo, a gwelfowie papieża (Montecchi byli gibelinami, a Capuleti gwelfami). Jeśli zastanawialiście się kiedyś czemu był to taki wielki ambaras, że Romeo smalił trochę cholewki do Julii, to wiedźcie, że bitwa stoczona przez nienawidzących się gwelfów i gibelinów pod Montaperti w 1260 określana jest jako najkrwawszy dzień w średniowiecznej historii Włoch.
Średniowieczne Włochy to też totalny misz-masz podmiotowości. Minie jeszcze wiele stuleci zanim dojdzie do zjednoczenia jej wszystkich państw-miast. Północne ziemie Półwyspu można było nazywać królestwem Włoch jedynie w cudzysłowie. Niemal każde miasto stanowiło oddzielne królestwo, było ich około 60.
W tym zwariowanych czasach społeczeństwo Toskanii było mocno skupione na rozwoju czegoś co można określić jako „miejskość”. Zaczęto przyznawać obywatelstwa miejskie dające wiele przywilejów. Skłoniło to wielu arystokratów do przeniesienia się z prowincji za mury miasta. Wraz ze sobą zabrali swoje gwałtowne obyczaje.
Ich szlachecka nonszalancja została szybko skopiowana przez mieszczan.
Najpojętniejszym uczniami okazali się w zakresie przyswajania lekcji o krwawej zemście (vendetta). Ponieważ odtąd w średniowiecznych miastach plamy na honorze zaczęto zmazywać krwią, walka o przetrwanie stała się codziennością na ulicach Sienny, Pizy czy San Gimignano. Ludzie zaczęli instynktownie poszukiwać wsparcia wśród najbliższej rodziny, tworząc małe wspólnoty i klany.
Tower societies
Architektura miasta zaczęła przekształcać się tak by nadążyć za potrzebami klanów. Stąd właśnie wzięły się tzw. tower societies, koterie, które stworzyły na przykład wspaniałe wieże San Gimignano, służące im do obrony – oczywiście przed innymi wspólnotami. Wokół nich budowano domy członków wspólnoty. Poszczególne dzielnice łączone były ze sobą ciasnymi uliczkami, które w razie wybuchu walk można łatwo zabarykadować. (więcej: The War Games of Central Italy autorstwa Raymonda E. Role).
W świecie, w którym miasto otoczone jest przez 59 innych warownych miast wypełnionych po brzegi albo gibelinami albo gwelfami gotowymi wyrżnąć was w pień, dość istotną sprawą staje się zgranie ekipy za murami twojego miasta. Tymczasem ci wyrzynają się w najlepsze. Sąsiadujące ze sobą wspólnoty zwykle się nienawidziły. Włodarze miasta zachodzili o głowę co z tym fantem zrobić. Z pomocą przyszedł im sport.
La Corsa del Palio w Sienie
Każdy kto kiedykolwiek odwiedził Sienę musiał usłyszeć o La Corsa del Palio. Dwa razy do roku odbywają się tutaj wyścigi konne, które zostały wprowadzone do kalendarza miasta w średniowieczu. Podobne imprezy odbywały (albo dalej odbywają się) również w innych toskańskich miastach np. w Pizie. Ich celem było ograniczenie walk pomiędzy dzielnicami do organizowanych przez miasto igrzyskach, w czasie których przedstawiciele wspólnot rywalizowali w wyścigach lub innych nie do końca inscenizowanych walkach. Sieneńskie palio jest jednym z najbardziej znanych tego typu imprez na świecie.
Miasto było w czasach rzymskich tak podzielone, że określane było nie jako jedna Siena tylko Sienny (Sienas). Liczne wojny oraz czarna śmierć, które przetoczyły się po terytorium Toskanii zdziesiątkowały rodziny, a tym samym tradycyjne tower societies. Aby móc skutecznie chronić się przed vendettą ludzie zaczęli poszukiwać sojuszników wśród dalszych sąsiadów. W ten sposób narodziło się dużo bardziej sformalizowane contrada.
Co to jest contrada
Contrada była zawiązywana przez niezwiązane ze sobą rodziny żyjące w sąsiedztwie. Miały swoją spisaną konstytucję, urzędników, sądy, barwy, symbole, herb itd. Zanim La Corsa del Palio stało się najważniejszą imprezą w roku, Siena miała inne ulubione igrzyska. Poprzedniczkami były Giocca dell Elmora i Giocca della Pugna W pierwszej uczestnicy uzbrojeni w drewniane pałki, miecze i włócznie próbowali wyprzeć z Piazza del Campo przedstawicieli innych dzielnic. Drugą zaś można określić jak przepychanki połączone z boksem, których celem również było wyparcie przeciwnika z placu, na którym odbywała się „zabawa”.
Oprócz tego sieneńczycy lubowali się w wyścigach konnych, które organizowali kiedy tylko mogli, najlepiej równolegle z kościelnymi świętami. Ich trasa zwykle tylko częściowo przebiegała przez miasto. Zwycięzca, który jako pierwszy dojechał do katedry zdobywał nagrodę, np. palio. Tak wyglądały początki La Corsa del Palio. Kiedy w XVI wieku Siena została w końcu zdobyta przez Medyceuszy wyścigi konne musiały być organizowane maksymalnie 3 razy do roku. Wprowadzono również całkowitą nowość – jeźdźcy mieli ścigać się tylko po Piazza del Campo i wygrywał ten kto trzykrotnie okrążył go w najszybszym czasie. Sieneńczycy byli zachwyceni. Teraz mieszkańcy mogli śledzić cały wyścig od początku do końca.
W La Corsa del Palio mierzą się ze sobą przedstawiciele wszystkich sieneńskich dzielnic. Mogłoby się wydawać, że w Polsce liczy się to z której części miasta pochodzisz. W dzisiejszej Sienie dzielnica jest wciąż tak ważna, że nowonarodzeni mieszkańcy są chrzczeni dwukrotnie – pierwszy raz w kościele a drugi raz w dzielnicy, w fontannie. Ponoć do dziś mieszkańcy Sieny nie zawierają związków małżeńskich z osobami z wrogich dzielnic. To ścisłe poczucie przynależności do lokalnej społeczności przekłada się również na większą kontrolę społeczną. Siena jest ponoć najbezpieczniejszym miastem we Włoszech.
W Palio biorą udział najlepsi jeźdźcy dzielnicy, ubrani w pstrokate stroje nawiązujące do tradycyjnych średniowiecznych barw, które odpowiadają kolorom ich contrade. Jeźdźcy muszą mieć dużo siły żeby utrzymać się na grzbiecie konia, dosiadają go bowiem na oklep. Nie są to maleńcy dżokeje z hipodromu, ale pełnowymiarowi mężczyźni w stylu Zawiszy Czarnego (więcej o współczesnym Palio przeczytacie np. tutaj).
Florenckie rugby
W tym samym mniej więcej czasie w Pizie narodziła się tradycja Giocca di Mazzascuda, która po przejęciu Pizy przed Florencję przerodziła się w Giocco del Ponte – czyli Igrzyska na Moście. Początkowo polegały na walkach pomiędzy dwoma uzbrojonymi grupami, z których każda chciała przedrzeć się na drugą stronę rzeki. Do szesnastego wieku dopuszczalne było wrzucanie oponentów (nawet tych ciężkozbrojnych) do rzeki. W XVI wieku miasto poszło nawet dalej i podzieliło mieszkańców tylko na dwie drużyny – północ przeciwko południu, zmuszając tym samym mieszkańców tradycyjnie skłóconych dzielnic do współpracy w ramach jednej drużyny.
Podobne krwawe igrzyska toczyły się np. we Florencji – Calcio. Ta przedziwna tradycja łącząca ze sobą tradycje zapasów i rugby jest również żywa w XXI wieku. Na piaskowym klepisku rywalizują ze sobą drużyny umięśnionych florentczyków ubranych w tradycyjnie średniowieczne stroje:
Jeden komentarz