Jak to było w roku 2011
W październiku 2011 roku, w czasie pobytu na stypendium w Indonezji, Daniel zobaczył w Yogyakarcie śnieg. W dodatku śnieg był gorący. Bo to nie był śnieg tylko popiół z Merapi – najbardziej aktywnego wulkanu w Indonezji.
W kilka miesięcy później Daniel wraz z czwórką przyjaciół wspinają się na wulkan. Z sukcesem. Wyruszają w środku nocy z Yogyakarty skuterami (Daniel jeździ Hondą, która jest starsza od niego, więc ostatnie kilometry musi pchać motor pod górę). Przed atakiem szczytu chowają się za ogromnymi kamieniem rozrzuconymi siłami natury na przepłaszczeniu poprzedzającym szczyt. Przytulają do siebie, żeby trochę się rozgrzać.
Ostatnie podejście przebiega według schematu: wchodzę dwa metry do góry, zsuwam się metr w dół. Cały stożek wokół krateru to po prostu luźne kamienie. Niektóre z nich wciąż bardzo gorące, więc trzeba uważać czego się łapiesz. Jedna z dziewczyn wspina się w sandałach.Nagrodą jest przepiękny wschód słońca.
Tyle. Przed moim pierwszym wejściem na Merapi mniej więcej tyle wiedziałam na temat wspinaczki odbytej przez Daniela.
Drugie wejście na Merapi – luty 2018
Wbrew moim najgorszym przeczuciom decydujemy się na wejście na Merapi tym samym sposobem – to znaczy wyjeżdżając w nocy z Yogyakarty. Decyzję podejmujemy o godz. 15.00. Żeby złapać choć odrobinę snu kładę się do łóżka o 20.00. O 23 wyjeżdżamy.
Startujemy z bazy znajdującej się w New Selo. Kiedy tam docieramy ok. 1 w nocy, jesteśmy już przemarznięci. Patrzymy w górę, nie widać gwiazd. Źle to wróży naszemu wschodowi słońca.
Robimy ostatnie przepakowanie naszego małego plecaczka. Odkrywamy, że czołówka się zepsuła. Pozostaje nam wspinanie z telefonem w ręku. Jest na tyle ciemno, że dwa razy nie zauważam powalonego drzewa na wysokości mojej twarzy. Od samego początku trasy idziemy w chmurach, w najlepszym razie jest bardzo wilgotno, w najgorszym trochę pada. Mimo to poruszamy się szybciej niż większość grup i wkrótce zostawiamy je w tyle.
Trasa jest niesamowicie stroma. Wejście na Merapi to przewyższenie 1500 m (od bazy w New Selo) na długości 2,5 km.
Docieramy do drugiego obozu. Wokół wiele namiotów. Jest przed czwartą rano, odgłosy chrapania mieszają się z cichym śpiewem dziewczyn. Nikt nie szykuje się do uderzenia na szczyt. Okropnie wieje.
Postanawiamy nabrać tutaj sił do dalszej drogi. Nie ma tu oczywiście żadnych schronisk ani nawet wiaty. Pada mniej, ale za to wieje jak sto pięćdziesiąt. Znajdujemy kawałek płaskiej ziemi, lekko osłonięty od wiatru kilkoma krzakami, kładziemy tam płaszcz przeciwdeszczowy, na którym siadamy i owijamy się małym kocem. Patrzę z zazdrością na otaczające nas namioty i czuje się jak bezdomna.
Przed atakiem na szczyt
Po 4 wyruszamy w stronę długiej przełęczy, za którą zaczyna się ostatnie podejście. Widoczność nie większa niż 2 metry, nie widać dokąd idziemy. Przy znakach drogowych spotykamy dwójkę Rosjan. Pytają czy wiemy jak dalej iść. Owszem wiemy, więc możemy iść dalej razem. Tyle że na pizga jeszcze mocniej.
„We go?” pyta nasz nowy kolega Orin. Tłumaczymy, że ostatnie podejście na szczyt to kupa luźnych kamieni zwieńczonych wąskim kraterem. „Yes, yes, of course! We go?” Okazuje się, że chłopak pracuje w górach Ałtaju i na co dzień wykonuje jakąś katorżniczą pracę na Syberii w systemie miesiąc pracy, miesiąc urlopu. Minus 50 stopni w zimie i praca na zewnątrz z żelaznymi prętami, które po 15 sekundach trzymania w rękach przymarzają. Dla niego jak jest wulkan, to wiadomo, że jest troszkę niedogodności, ale to nie powód żeby stać w miejscu.
Krajobraz tutaj jest zupełnie księżycowy, głazy narzutowe rozsiane po żwirowisku. Decydujemy się jednak schować za jednym z kosmicznych głazów i tam poczekać na przejaśnienie, które ma nastąpić tuż przed świtem.
Jest cholernie zimno. Jesteśmy ubrani w bluzy i kurtki. Ja dodatkowo jestem owinięta kocem. Na to zakładam jeszcze jeden płaszcz przeciwdeszczowy. Mamy przemarznięte stopy i palce u rąk. Rosjanie częstują mnie swoją karimatą, którą razem z Anastazją, która najwyraźniej też nie pracuje na Sybirze, owijamy się od stóp do głów. Daniel zaczyna się rozgrzewać robiąc pajacyki.
„So, what is your plan after your finish your exercise” pyta Orin. Mówimy że nie wchodzimy na górę, dopóki nie przestanie wiać, bo nas stamtąd zdmuchnie. Orin kiwa głową, zdejmuje plecak z pleców i mówi, że powinien pewnie wrócić na godzinę. Anastazja zostaje z nami za kamieniem, nie mając zielonego pojęcia dokąd poszedł jej facet.
Zejście na dół
Pół godziny dalszego marznięcia. Dochodzi do mnie przykra prawda, że nie mam już siły na wejście na szczyt, zwłaszcza w takich warunkach. Nie mamy też gdzie przeczekać do rozpogodzenia, gdzie się położyć ani jak nabrać sił. Postanawiamy wrócić do obozu nr 2 i stamtąd zacząć schodzić w dół. Jest już 1,5 godziny po wschodzie słońca, więc koniec marzeń o magii światła. Wciąż nie widać słońca, wciąż wieje jak w kieleckim.
Po drodze mijamy kolejne grupy, których członkowie zastanawiają się czy atakować szczyt. Nikomu nie spieszy się do drogi, ale większość z nich nocuje w obozie, więc może sobie pozwolić na czekanie. „Dingin sekali” – Bardzo zimno. Żartujemy trochę na temat najlepszego wschodu słońca na świecie i idziemy dalej.
Schodzenie w dół to dla mnie udręka. Brak snu, zimno i niedojedzenie powodują, że jestem już mocno zmęczona. Moje sportowe buty, które dobrze spisały się na trekkingu w dżungli i przy wejściu pod górę, teraz ślizgają się jak kapcie. Schodzę w ślimaczym tempie.
W połowie drogi do pierwszego obozu wychodzimy z chmur i naszym oczom ukazują się wreszcie sąsiadujące z Merapi wulkany. Chmury wciąż utrzymują się w dolinie i widok jest fantastyczny. Okolica to prawdziwy raj na ziemi, jedne z najżyźniejszych ziem na świecie i to widać. Aż chce się wracać do góry, ale szczyt Merapi jest wciąż zachmurzony. Dopiero około 11, w 6 godzin po wschodzie słońca, kiedy jedziemy skuterem w stronę Yogyakarty, widzimy na horyzoncie rzadki widok odsłoniętego krateru.
Kiedy dochodzimy do parkingu na New Selo, jestem już na ostatnich nogach. Upewniam się czy Daniela aby na pewno może prowadzić motor, bo mnie oczy same się zamykają. Mówi, że może, więc jedziemy.
Wokół nas piękne widoki. Trochę mnie to nawet cuci, ale po 20 minutach zatrzymujemy się, bo Daniel zasypia za kierownicą. Robimy przystanek na kawę i słodką kukurydzę, a potem w palącym słońcu wracamy do pensjonatu.
Jak przygotować wejście na Merapi
Po naszym nieudanym wejściu w 2018, ośmielam się udzielać następujących rad:
1. W dniu trekkingu, jeszcze za dnia, dojedź do miejscowości, z której zaczynasz wejście. Może być to na przykład północne New Selo (północny szlak jest łatwiejszy niż południowy). Ewentualnie rozpocznij trekking za dnia i nocuj w namiocie w jednej z baz.
Bazy to po prostu jedyne miejsca na trasie, w których można znaleźć jakiegokolwiek płaski, osłonięty drzewami kawałek ziemi do rozbicia namiotu. Poza nimi na Merapi znajdują się albo przepłaszczenia usiane ogromnymi samotnymi skałami (wokół nich też czasem można znaleźć namioty) albo strome zbocza kompletnie nie nadające się do biwakowania.
2. Zaopatrz się co najmniej w buty odpowiednie do górskiej wspinaczki. Przydadzą się szczególnie przy schodzeniu po stromych ścieżkach.
3. Jeśli szykujesz się na wschód słońca, obserwuj prognozy pogody, a także niebo w nocy, w której planujesz wyjście. Jeśli jest zachmurzone, lepiej odłóż trekking na inny dzień, albo zrezygnuj z marzeń o wschodzie słońca. Przygotuj się też na ciężkie warunki pogodowe.
W dniach poprzedzających nasz trekking pogoda w Yogyakarcie była wspaniała. Mimo pory deszczowej praktycznie zero deszczu, piękne zachody słońca. Jedna z ekip wspinających się z nami na Merapi powiedziała nawet, że poprzedniego dnia wschód słońca był wspaniały. Widać nie mieliśmy szczęścia.
4. Zabierz ze sobą ciepłe ubrania, niezależnie od tego czy wspinasz się w porze deszczowej czy suchej. W porze deszczowej, na nocny trekking na pewno przydadzą się soft shelle, długie spodnie i skarpety, czapka, rękawice i w zasadzie wszystko co pozwoli ci uchronić się przed szalejącym wiatrem. Czołówka przy wchodzeniu w nocy jest obowiązkowa.
5. Jeśli nie znasz drogi i nie posiadasz mapy szlaku z GPS, nie wyruszaj na nocny trekking bez przewodnika. Mapa trasy dostępna jest w mapach Open Andro Maps.
6. W razie złej pogody, nie podejmuj ataku na szczyt. Na górze na pewno widoczność będzie zerowa. Sam krater jest bardzo stromy, a ostatni fragment to najtrudniejsze podejście w ciągu całego trekkingu. Na szczycie znajduje się bardzo niewiele miejsca, aby obejść krater trzeba dreptać po krawędzi o około 50 cm szerokości.
7. Zabierz ze sobą jedzenie i picie. Wyśpij się przed wyjściem.
8. Pamiętaj, że wejście na Merapi to dość popularna rozrywka, w związku z tym, żeby mieć więcej miejsca na szczycie, najlepiej wybrać się tam w dni powszednie.
Jeden komentarz