W latach trzydziestych, niczym serialowy doktor Fleishman, Walenty Szwajcer trafia do szkoły podstawowej w Biskupinie. Na szczęście, jego zesłanie do tej maleńkiej miejscowości okazało się dla niego przyjemniejsze niż pobyt doktora Fleishmana w Cicily na Alasce, a nawet przysporzyło mu sławy. Ten pasjonat historii szybko zainteresował się dziejami swojego nowego domu, a w czasie jednego ze spacerów po półwyspie nad jeziorem Biskupińskim zauważył wystające z dna drewniane pale, które wziął za pozostałości po domostwach. Pewny wielkiej doniosłości tego odkrycia próbował zainteresować tematem władze, jednak dopiero po skontaktowaniu się z profesorem Kostrzewskim z Uniwersytetu Adama Mickiewicza udało mu się zwrócić światło reflektorów na Biskupin. Wystające z wody pale okazały być się częścią falochronu umacniającego brzegi wyspy, na której najwyraźniej znajdował się niegdyś warowny gród.
Odkryty gród okazał się być znaleziskiem nietuzinkowym w skali nie tylko kraju, ale i całego świata. Jego wyjątkowość tkwi przede wszystkim w tym, czego nie widać na pierwszy rzut oka w czasie wizyty w działającym tam rezerwacie. Choć na powierzchni podziwiać możemy rekonstrukcje budynków z VIII wieku przed naszą erą, to prawdziwy skarb mieści się niżej. Pod ziemią niepodzielnie panują autentyczne, zachowane w dość dobrym stanie fragmenty domów, murów, bramy wjazdowej i falochronu. O skali znaleziska świadczą zdjęcia zrobione z lotu ptaka, na których podziwiać można etapy prac wykopaliskowych w Biskupinie. W czasie prac archeologicznych odsłonięta została cała powierzchnia dawnej wyspy, która jak się okazało skrywa pod spodem pozostałości grodu kultury łużyckiej. A cała atrakcyjność znaleziska polega właśnie na tym, że odnaleziono nie pojedyncze wazoniki i kilka spinek, ale całą miejscowość, zachowaną w prastarej glinie i mule w dokładnie takiej kompozycji w jakiej stoczyła się w ruinę.
Po dokonaniu odkrycia cały naród rzucił się do pomocy. Obok archeologów w kolejce do pracy ustawili się bezrobotni z całej okolicy, którzy nie szczędzili sił by odsłonić i skatalogować wiekopomne odkrycie. Z perspektywy czasu szczególnie ciekawe wydają się metody, którymi posłużono się do uzyskania zdjęć z lotu ptaka i z perspektywy. Te pierwsze wykonywane były przy użyciu ogromnego balonu zaporowego, do którego przymocowano aparat fotograficzny. Całość z gracją Hindenburga szybowała nad stanowiskiem archeologicznym i wykonywała dziesiątki zdjęć, takich jak to:
Jeszcze większe wrażenie robi poświęcenie z jakim wykonywano tzw. zdjęcia pionowe z odległości 10 metrów:
Gdyby Biskupin został odnaleziony na zachodzie, prawdopodobnie całe znalezisko zostałoby zakonserwowane, odsłonięte i udostępnione turystom do zwiedzania. Przykryte przezroczystą szybą pancerną, po której tysiące pielgrzymujących turystów mogłoby spacerować i z otwartymi ustami podziwiać ogrom i znaczenie odkrycia. Niestety, koszt przeprowadzenia konserwacji jest zbyt wysoki na polską kieszeń. Oryginalne belki falochronu były nawet przez jakiś czas dostępne dla turystów, jednak bardzo szybko okazało się, że wystawione na działanie słońca i powietrza ulegają szybkiemu zniszczeniu. Całość została zatem ponownie przykryta ziemią. Stan tych zabytków jest jednak stale monitorowany.
„Archeologia stała się przedłużeniem polityki”
Od chwili odkrycia, rodowód Biskupina jak papierek lakmusowy odbijał nastroje polityczne w naszym regionie. We współczesnej historii trudno jest znaleźć obiekt, który byłby tak intensywnie eksploatowany w celach politycznych. Jego kariera rozpoczęła się tuż po rozpoczęciu prac wykopaliskowych. Był to okres wzrostu nastrojów nacjonalistycznych w całej Europie, a szczególnie u naszych zachodnich sąsiadów, którzy poszukiwali wciąż nowych argumentów historycznych, które potwierdzałyby ich apetyt na ziemie położone coraz dalej na wschód od Odry. Jak wiadomo z historii, zbyt prostym byłoby barbarzyńskie zajmowanie tych ziem, ot tak z czystego kaprysu i bez dania racji. Zupełnie przyjemniej jest przecież przedstawiać aneksje i agresje jako niezbędną do odzyskania tego co twoje, niż jako kradzież.
Taktyka ta nie była bynajmniej obca Niemcom. Już od początków XX wieku niemieccy historycy dwoili się i troili, aby dowieść istnienia niemieckich praw do ówczesnych terenów Polski. Zagubione w mgle historii plemiona zamieszkujące ziemie Wielkopolski, Pomorza czy Śląska dwa czy trzy tysiące lat temu okazywały się być odległymi krewnymi Niemców, a ich obecność na tych obszarach argumentem potwierdzającym prawa Niemców do każdego skrawka ziemi na daleki wschód od Odry¹. Hitler chciał mieć porządną ideologiczną podkładkę do swoich podbojów, a archeologia i antropologia doskonale się do tego nadawały. Odkrycie Biskupina w tych trudnych czasach stało się więc kwestią wagi państwowej.
Polacy doskonale zdawali sobie sprawę z gry prowadzonej przez Niemców. Dowiedzenie tezy o tym, że to Słowianie, a przynajmniej Prasłowianie, budowali długie domy nad jeziorem Biskupińskim, miało być ostatecznym dowodem na potwierdzenie słuszności polskich racji wobec agresywnej polityki Hitlera. Po polskiej strony granicy zaczęły oczywiście jak grzyby po deszczu pojawiać się artykuły naukowe i teorie, według których gród w Biskupinie miał być siedzibą prasłowiańskiego plemiona, które w dodatku osiągnęło znacznie wyższy poziom cywilizacyjny niż Germanie. Biskupin został nawet okrzyknięty „polskimi Pompejami”. To wtedy zrodził się cudowny mit pokojowo nastawionego Słowianina brutalnie atakowanego przez dzikie germańskie hordy. 18 sierpnia 1935 r. na łamach „Kuriera Poznańskiego” ukazał się artykuł Antoniego Bechczyc-Rudnickiego:
„Na terenie wykopalisk w Biskupinie przekonać się możemy naocznie, jak oczernili nas wrogowie naszego narodu. Nie byli przodkowie nasi bynajmniej dzikusami, skoro poziomem swej kultury dorównywali najbardziej kulturalnym narodom im współczesnym. […] Jeśli więc po dobie rozkwitu kultury prasłowiańskiej przychodzi jej zmierzch, a raczej zahamowanie, zawdzięczamy to właśnie owym włóczącym się rabusiom germańskim, którzy, nęceni zamożnością naszego pracowitego przodka – rolnika, nachodzili go dla łupieży przez tyle stuleci i dziś jeszcze patrzą okiem łakomym na nasze dziedziny odwieczne, na których siedzimy już czwarte tysiąclecie. Z wytrwałości przodków naszych, którzy nie dali się ani zepchnąć, ani wytępić, czerpać możemy otuchę i wiarę, że na naszej granicy zachodniej skończył się raz na zawsze pochód niemiecki w głąb słowiańszczyzny”².
Jak nietrudno się domyśleć, gdy po wybuchu II wojny światowej Biskupin znalazł się po niemieckiej części barykady, Niemcy znaleźli w jego ziemi mnóstwo dowodów potwierdzających, że to bynajmniej nie Słowianie, a jakiś inne, nieistotne i zapomniane dawno plemię było autorem murów biskupińskich. Plemię to miało pecha trafić na germańską szarżę, która zmiotła ich z powierzchni ziemi. I oczywiście plemię to nie było w żadnym wypadku słowiańskie. Przez 5 lat niemieckiej okupacji Biskupin nosił nazwę Urstaett – czyli „starożytne miejsce”.³
Proletariusze Biskupina, łączcie się!
Doskonałą, acz jakże subtelną woltę, w interpretacji biskupińskiego znaleziska zaserwowała nam po wojnie komunistyczna władza. Niespodziewanie Biskupin stał się argumentem potwierdzającym jednocześnie siłę polskiej państwowości, nieistotność kościoła katolickiego i obecność marksistowskich wartości w „starożytnej Polsce”. Ponieważ w latach pięćdziesiątych co najmniej połowa niemieckiego narodu okazała się być sojusznikiem (NRD), rozluźniono nieco retorykę o agresywnym niemieckim najeźdźcy.
Odtąd ludność Biskupin ukazywana był jako wspólnota nieznająca podziału klasowego, która dzieliła między swoich członków owoce ich wspólnej pracy. Ten idylliczny stan został przerwany przez następujący po nim feudalizm, który niczym drapieżny kapitalizm stanowił antytezę komunistycznej wspólnoty Prasłowian. W ten sposób próbowano trafić do przekonania Polaków z tezą, jakoby komunizm nie był jakimś narzuconym z zewnątrz pomysłem, ale ideą wręcz na stałe wpisaną w polskie geny. Jednocześnie przedstawianie Biskupina jako grodu prapolskiego pozwalało na lansowanie wygodnej dla komunistycznej władzy wersji historii – Polska nie jest nierozerwalnie związana z kościołem katolickim, skoro państwo istniało na długo przed tym jak Mieszko I przyjął chrzest, to będzie istnieć również i bez kościoła. Promocja tej idei zbiegła się w czasie z obchodami 1000-lecia chrztu polskiego, organizowanego rzecz jasna przede wszystkim przez kościół katolicki. W opozycji do niego władze państwowe organizowały laickie obchody 1000 – lecia państwowości polskiej.
Czy prawdziwych Prasłowian już nie ma?
Po latach siedemdziesiątych koncepcje jakoby członkowie plemion kultury łużyckiej, które zakładały gród w Biskupinie, były naszymi dalekimi krewnymi ma mniej zwolenników. Wiele osób przeciwstawią tą koncepcję twierdzeniu zgodnie z którym Słowianie mieli trafić do Europy dopiero ok V wieku naszej ery. W obiegu są obecnie dwie koncepcje pochodzenia Słowian w Europie: autochtoniczna – zakładająca, że byli oni obecni w Europie jeszcze przed etapem wielkich wędrówek w V wieku oraz allochtoniczna, zakładająca że przed rozprzestrzenieniem się na zachód, ludy słowiańskie zamieszkiwały przede wszystkim bardziej odległe ziemie wschodniej Europy. Sądząc po temperaturze dyskusji toczonych w komentarzach pod artykułami prasowymi na ten temat, obie teorie mają swoich zwolenników i przeciwników.
Do Biskupina warto jest się wybrać i skonfrontować wiedzę ze szkolnego podręcznika z rzeczywistością. W okolicy miasteczka, jak na kolebkę cywilizacji przystało, znajdziecie kilka innych stanowisk archeologicznych. Nie doczekały się tak ważnego miejsca w historii jak Biskupin, któremu poza walorami historycznymi, pomogło znalezienie się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.
___________________________________________________________________________________________________
- Michał Foerster, Biskupin: prasłowiański mit, źródło: http://esensja.stopklatka.pl/varia/publicystyka/tekst.html?id=5105
- za: Michał Foerster, Biskupin: prasłowiański mit, źródło:
http://esensja.stopklatka.pl/varia/publicystyka/tekst.html?id=5105 - Danuta Piotrowska, Biskupin 1933-1996: archeology, politics and nationalism, http://www.iaepan.edu.pl/archaeologia-polona/article/556
Brak komentarzy