Za oknem coś, co bardziej przypomina jesienną szarówkę niż środek lata. To też nic dziwnego, że nasze myśli wracają z utęsknieniem do naszych ostatnich dłuższych wakacji, które spędziliśmy w Argentynie. Wspomnienie wciąż żywe, tym bardziej, że ta brzydsza połowa naszej pary co dziennie jedzie na dopingu w postaci używki z tego kraju – yerba mate.
Argentyńczycy, jak pewnie wszyscy wiedzą, uwielbiają yerbę. W moim odczuciu, rytuału picia yerby nie da się porównać do picia herbaty w Europie. Jest to zjawisko większego kalibru. Argentyna to ogromny kraj. Nie we wszystkich prowincjach skala spożycia mate jest tak wysoka jak chociażby w Misiones czy w Cordobie. Nie mniej jednak, gdzie nie postała nasza stopa, tam wokół nas potykaliśmy się o ludzi nie rozstających ze swoimi termosami, czy raczej yerbomosami.
Czy to na ulicy, czy na leśnym szlaku w środku parku narodowego Iguazu, wszędzie widać Argentyńczyków wyposażonych w termosy z wodą i mate. Dzięki temu Argentyńczyk wychodząc z domu ma stały dostęp do swojego nektaru. Nie wiadomo co by się stało gdyby dostęp ten nagle utracił, bo praktycznie się z nimi nie rozstaje. Argentyńczycy piją yerbę wszędzie, częstują się nią wzajemnie chociażby w basenie, gdzie każdy Europejczyk na wakacjach delektuje się raczej drinkiem.
Bo yerbą należy się dzielić z przyjaciółmi. Nawet w podaniach opisywana jest ona jak napój przyjaźni. Natomiast gaucho, czyli południowoamerykańscy kowboje, określają go jak płynne warzywo (znając dietę gaucho faktycznie już samo spożycie czegoś, co nie jest mięsem, może urastać do rangi przerzucenia się na wegetarianizm).
Skąd wziął się zwyczaj picia naparu z ostrokrzewu paragwajskiego (bo to właśnie z niego przyrządzana jest yerba mate)? Musimy cofnąć się w czasie do XVIII wieku, kiedy do ziem, które dziś nazywamy prowincją Misiones dotarli Europejczycy, przede wszystkim jezuici. Zakonnicy ci wzięli pod swoje skrzydła plemię Indian Guarani, którzy przez długi okres byli całkowicie bezbronni przed najazdami handlarzy niewolników. Indianie ci mieli zwyczaj żucia liści ostrokrzewu, które miały właściwości podobne do liści koki – likwidowały zmęczenie, rozjaśniały umysł i dodawały energii. Jezuici jako słudzy boży stronili od alkoholu i narkotyków. Ale do yerby szybko się przekonali, zakładali ich plantacje i sprowadzali ją do Europy, proponując jako zamiennik dla herbaty.
Wpisując w wyszukiwarce internetowej hasło Yerba Mate uzyskacie szereg podpowiedzi jak zakończyć wasze hasło: Yerba mate is it safe? yerba mate is it good for you. How much yerba mate is too much? Z yerbą, jak z każdą używką, na początku nie warto przesadzać i trzeba pamiętać, że zawiera w sobie kofeinę. Choć na opakowaniu yerby Rosamonte widnieje napis, że zalecana jest ona przez argentyński instytut kardiologii, osobiście nie namawiałabym do przyjęcia zbyt dużej dawki na pierwszy raz. Raczej niewskazane jest też uraczenie się czarką yerby po południu jeśli nie jesteście jeszcze przyzwyczajeni do energetycznego kopniaka z tym związanego, bo może się to skończyć nieprzespaną nocą.
Będąc w Argentynie staraliśmy się uzyskać od autochtonów jak najwięcej informacji na temat rytuału parzenia. W Cordobie mieszkaliśmy przez dwa dni u sympatycznego inżyniera Juana, który również był amatorem tego napoju. Co dziennie ok godziny 17, zamiast zagotować wodę, podgrzewał ją do temperatury 80 stopni, bo yerby nie można zalewać wrzątkiem. Co ciekawe, lokalne czajniki elektryczne są przystosowane do oczekiwań konsumentów i mają dwa tryby pracy: normalny (100º) i mate (80º). Tak podgrzaną wodę Juan przelewał do termosu, który następnie zabierał ze sobą, np. przed komputer, żeby przy dolewkach nie trzeba było broń Boże ruszać się sprzed monitora.
Jeśli chcielibyście na własne oczy zobaczyć plantacje ostrokrzewu w Argentynie, najlepiej udać się w tym celu do wspomnianej prowincji Misiones. A jeszcze lepiej do miejscowości o swojskiej nazwie Wanda. Nazwa nie bez przyczyny brzmi znajomo. Została założona przez emigrantów z Polski, którzy pracowali w okolicznych kopalniach. Nazwa została nadana na cześć córki marszałka Piłsudskiego. Swojsko brzmiąca jest również nazwa jednej z najpopularniejszych marek yerby mate – Amanda. Plantacja na której jest zbierana znajduje się również w Misiones, została założona przez rodzinę Szychowskich.
Jeśli zatem uważasz się za amatora yerby, Argentyna, to dobry kierunek dla twojej kolejnej podróży.
Chyba muszę się wybrać do Argentyny i poszukać miejsc związanych z yerba?? fajny blog, będę zaglądać częściej?
Dzięki! Koniecznie zajrzyj do Missiones i przy okazji odwiedź wodospad Iguazu. Najpiękniejsze miejsce na Ziemi