Wiosna w pełni za oknem, lada chwila RMF FM przeprosi się z twórczością Formacji Nieżywych Schabów i być może obudzi się w was muzyczne zwierzę nakazujące przemyśleć kwestię wyjazdu na któryś z wakacyjnych festiwali muzycznych. Jeśli publicznie rozbieracie się tylko do Die Antwoord to prawdopodobnie wybierzecie Open’era, ci offowi pojadą na Śląsk, a panowie ze słabością do kobiet w czarnych gorsetach do Bolkowa.
Niedawno dane nam było uczestniczyć w festiwalu Trans/wizje, promującego szeroko pojętą kulturę alternatywną. Jako że z muzyką alternatywną kojarzą mi się głównie tytułowe wizje i psychotrans, oczekiwałam po całym spotkaniu luźnej atmosfery pikniku niż przedstawienia, na którym widzowie przysłuchują artystom w sztywnych pozach wymuszonych przez krzesła, które poustawiano dla nich na zadaszonym dziedzińcu Zamku Ujazdowskiego.
Dysonans poznawczy wynikał z tego, że moją wiedzę na temat festiwali kultury alternatywnej czerpałam z mojego jedynego doświadczenia, jakim był wyjazd na Litwę na Yaga The Ring.
Yaga The Ring to festiwal dla mnie nietypowy. Nietypowa jest głównie jego lokalizacja, szczególnie dla nas, przesiąkniętych regulacjami bezpieczeństwa i higieny Europejczyków. Koncerty odbywają się pośrodku litewskiej puszczy, scena rozstawiona na rozległej polanie ozdobiona jest oryginalną scenografią. Dekoracje oczywiście utrzymane we wszechobecnym tam klimacie psychotrans, który w nocy nadaje całemu miejscu oniryczny charakter. Dojazd samochodem na ową polanę zajmuje mniej więcej dwadzieścia minut po zboczeniu z głównej trasy. Kiedy w 2012 roku mieliśmy okazję tam pojechać, ochronę festiwalu sprawowali ochroniarze – motocykliści, wyglądający na żywcem wyjętych z klubu motocyklowego Hell Angels.
Wszyscy goście festiwalowi nocują w namiotach rozstawionych po lesie, na pagórkach snujących się za główną sceną festiwalową, za to tuż przy scenie chill out, na której 24 godziny na dobę puszczane są kojące dźwięki muzyki. Ścieżka prowadząca od polany do noclegowni udekorowana jest lampionami porozwieszanymi na gałęziach drzew. Wszystko jak w Tolkienie.
Hipisi nowej ery, pozostawieni samym sobie pośrodku lasu oddają się w czasie festiwalu lekcjom rodem z druidzkiego curicullum. Można uczyć się spacerować po rozżarzonych węglach, tańczyć, malować na jedwabiu, a nawet oddychać. Te ostatnie zajęcia co najmniej kilka osób doprowadziły do mocnych drgawek, wyglądających z mojego punktu obserwacyjnego jak atak padaczki, więc nie byle jakie to były zajęcia.
Obowiązkowe menu jest oczywiście wegańskie. Strój – najlepiej żywcem przeniesiony z tajskich plaż. Nastawienie – love and peace. Leżenie na ziemi w czasie koncertu jak najbardziej wskazane. LSD – niezbędne. Wszechobecny luz i sielanka. W całym lesie słychać muzykę graną przez artystów z całej Europy, a przechadzając się po leśnych duktach spotkać można przeróżnych ludzi, np. szukającego ukojenia dla poparzonych stóp amatora spacerów po rozżarzonych węglach.
Podobnych festiwali w Europie jest wiele, jak chociażby Boom w Portugalii. Nawet jeśli nie jest się fanem tego typu muzyki, to warto na te kilka dni festiwalu wskoczyć do króliczej dziury. Następna edycja już 30 lipca. Więcej: http://yaga.lt/