Przewodnik po Budapeszcie
Budapeszt był naszym domem przez kilka miesięcy roku pańskiego 2012 i 2013. Kiedy Daniel dzielnie studiował dzieła Marksa, ja jeszcze dzielniej studiowałam praktyczne aspekty kapitalizmu pracując w jednej z węgierskich spółek. Wiodąc żywot proletariuszy mieliśmy trochę czasu na zwiedzanie, picie wina nad brzegiem Dunaju, zakąszając każdy łyk pikantną kiełbasą.
Parlament w Budapeszcie
Perła w koronie architektury Budapesztu. Zbudowany w XIX wieku budynek parlamentu krajowego dumnie znosi próbę czasu i stanowi numer jeden na liście budapesztańskich must see.
Parlament był i jest symbolem ogromnych ambicji narodu węgierskiego. W pierwszej połowie stulecia XIX stulecia – w czasie Wiosny Ludów – Węgrzy dumnie podnieśli głowę i walczy o swoją niepodległość przeciwko austriackiemu okupantowi. Choć bój nie zakończył się sukcesem, Austria musiała pójść Węgrom na ustępstwa. Proklamowano powstanie nowego politycznego tworu – Cesarstwa Austro-Węgierskiego, a cesarz zezwolił na stworzenie węgierskich szkół, instytucji i przede wszystkim parlamentu. Budynek stał się manifestem narodu węgierskiego, który rozochocony od razu wybudował sobie największy parlament na świecie.
Parlament w Budapeszcie – zwiedzanie
Zwiedzanie wnętrza samego Parlamentu jest możliwe, niestety co do zasady turyści wpuszczani są jedynie do części, w której na co dzień nie odbywają się obrady posłów. Osobiście uważam to za największy minus tej atrakcji. Zwiedzając parlament ma się wrażenie jakbyśmy byli obecni w muzeum, podczas gdy tuż za ścianą tętni polityczny puls Węgier. Zamiast więc oglądać Viktora Orbana, przechadzamy się po pachnących lawendą historycznych salach i podziwiamy stare stojaki na cygara.
Na pewno poczucia rozczarowania nie sprowadzi na was spacer wokół parlamentu, który z zewnątrz wygląda imponująco. Jest to jeden z dwóch najwyższych budynków na Węgrzech. Kilka lat temu zakończono gruntowny remont fasady, dzięki któremu parlament odzyskał swój jasny kolor.
Janoshegy i Normafa Park
Budapeszt jest na tyle cudownie różnorodnym miastem, że oferuje coś zarówno dla leniwych amatorów płaskiego, jak i alpinistów. Lewa, górzysta część miasta, to miejsce, w którym swoje wille stawiają ci zamożniejsi mieszkańcy miasta. A im bliżej szczytu Janoshegy, tym ładniejsze domy.
Janoshegy to najwyższe wzgórze Budapesztu, a Normafa to park i rezerwat przyrody, który obejmuje Janoshegy i sąsiednie wzgórza. Można tu zorganizować piknik z grillem, chodzić i jeździć po wytyczonych szlakach, a zimą zjeżdżać na nartach. Podjazd rowerem drogą prowadzącą od lewego brzegu Dunaju na sam szczyt jest morderczy. Na szczęście można się tam również dostać komunikacją miejską i samochodem.
Poza możliwością uprawiania wszelkiego typu sportów, Janoshegy kryje w sobie budowlę niemal wprost wyjętą z drugiego sezonu „Gry o Tron”. Wieża Elżbiety, bo tak nazywa się ten pobudzający moją wyobraźnię przybytek, znajduje się na północnej stronie wzgórza. Nazwana została tak na cześć Elżbiety – żony Cesarza Franciszka. Wieżę wzniesiono w 1911 roku.
Wzgórze Gellerta
Kolejne zielone i górzyste miejsce na mapie Budapesztu, znacznie jednak niższe i położone bliżej Dunaju niż Janoshegy. Oferuje piękny widok na rzekę i prawą część miasta. Na szczycie znajduje się cytadela, a na zboczu znajdziecie wykutą w skałach kaplicę. Samo wzgórze nosi imię biskupa Gellerta, w średniowieczu zaangażowanego w proces chrystianizacji Węgier. Miał on zostać zrzucony do Dunaju ze zbocza góry Kelem (która dziś nosi nazwę Gellerta).
Jest to doskonałe miejsce na wieczorny wypad ze znajomymi z butelką węgierskiego wina, w które powinniście zaopatrzyć się w centrum miasta (po przejściu mostu Elżbiety w okolicy nie ma już żadnego sklepu). Następnie rozsiądźcie się na którymś z wystających ze wzgórza balkonów i oddajcie się przyjemności płynącej z Tokaju. Policja węgierska ma znacznie bardziej tolerancyjny stosunek do picia w miejscach publicznych niż polska.
Wzgórze zamkowe w Budapeszcie
To jedno z najładniejszych miejsc w Budapeszcie, a jego największym nieszczęściem jest fakt, że od kiedy Katie Perry nagrała tutaj swój teledysk (w którego finale fajerwerki strzelają z jej piersi) nazywany jest przez turystów nie inaczej jak Katie Perry Castle. Jego historia sięga oczywiście dużo dalej w przeszłość.
Zamek został wzniesiony na lewym brzegu Dunaju już w XIII wieku. Znajdują się tu liczne muzea i galerie, kościoły, piękny fragment Starego Miasta, słowem jest to wizytówka historycznej części miasta. Węgrzy, Turcy i Austriacy zostawili tu kawałek swojego stylu, można więc zachwycać się tutaj zarówno klasyczną zabudową jak i krużgankami w stylu „Baśni z tysiąca i jednej nocy”. Można się tam dostać autobusem, piechotą jak i niewielką kolejką, która startuje spod mostu łańcuchowego. Nocą roztacza się stąd piękny widok na oświetlony Parlament.
Mosty w Budapeszcie
Mosty to wizytówka stolicy Węgier. To na nich tętni turystyczne życie Budapesztu. Być w Budapeszcie i nie przejść choć po jednym z nich, to jakby nigdy nie obejrzeć Seksmisji. Można po nich spacerować i za dnia i w nocy, widoki zawsze będą przepyszne.
Rzeka to też transportowy hub. Po Dunaju przemieszcza się dużo promów i stateczków oferujących jadło i napitek. Z Budapesztu można też dopłynąć do innych miast leżących nad modrą rzeką, np. do Wyszegradu i Szentendre, czy nawet Belgradu i Wiednia.
Most łańcuchowy – Szechenyi
Most łańcuchowy przy wzgórzu zamkowym, ze słynnymi kamiennymi lwami zwykle znajduje się na pierwszym miejscu list rekomendacji dla zagranicznych turystów. Był to pierwszy most, który na stałe połączył Budę i Peszt. Wcześniej na obie strony Dunaju można było przejechać po sezonowo ustawianym moście pontonowym, lub po zamarzniętych wodach rzeki. Przeprawa bywała kapryśna, o czym na własnej skórze miał przekonać się hrabia Istvan Szecheny, który choć spieszył się na pogrzeb ojca, to przez tydzień nie mógł przedostać się na drugi brzeg.
Most Elżbiety
Nie można też zapomnieć o moście Elżbiety, który łączy Peszt z Budą w miejscu, które tuż za brzegiem rzeki kończy się na wysokich skałach Wzgórza Gellerta. Czemu tak, a nie inaczej? Pozorny bezsens ma sporo sensu, ale jedynie z subiektywnego punktu widzenia jednego z XIX-wiecznych członków rady miejskiej Budapesztu. Posiadał on ziemie położone na brzegu rzeki, które sprzedał pod budowę mostu, wcześniej kilkoma kopertami ustawiając jego budowę w tym a niej innym miejscu miasta. Ta wymuszona przez koniunkturę lokalizacja sprawiła niemało problemów komunikacyjnych, w szczególności w tym by tak wybudowany most jakkolwiek połączyć z pozostałymi arteriami miasta. W XIX wieku faktycznie można było uznać, że nie robi to zbyt dużej różnicy przy zawrotnym ruchu dorożek. Most, który dziś stoi w tym miejscu został postawiony po II wojnie światowej i w niczym nie przypomina poprzedniej, iście królewskiej budowli, którą polecamy obejrzeć wśród wyników wyszukiwania grafik dla hasła: régi erzsébet híd.
Zielony most w Budapeszcie
Naszym ulubionym był jednak „Zielony Most” – Szabadsag hid. Spacerując po nim w nocy można popuścić wodze fantazji i wyobrazić sobie, że jest się Dickiem Tracy albo mieszkańcem jakiegoś miasta grzechu osadzonego w filmie z gatunku noir. Łączy Budę i Peszt na wysokości Centralnego Marketu i jak wszystko w Budapeszcie świetnie oświetlony, stanowił częsty cel naszych leniwych spacerów.
Bogracs w For Sale Pub i okienko z zupami Leves
Każdy turysta jest napalony na gulasz węgierski, niczym szczerbaty na suchary. Zupa jest oczywiście dostępna w każdym miejscu w mieście. Najlepszy jest jednak w For Sale Pub w okolicach Centralnego Marketu. 10 lat temu mogłam z całym przekonaniem napisać, że jest on również najtańszy, ale ceny poszły do góry chyba sześciokrotnie.
W naszych czasach za 1000 forintów można byłoby zamówić cały kociołek, którym bez problemu najedzą się dwie osoby. To na szczęście się nie zmieniło i pub wciąż ma swój niepowtarzalny klimat.
For Sale jest zawsze wypełnione po brzegi, więc jeśli planujecie wypad większą ekipą, to warto zamówić wcześniej stolik. Poza świetnym jedzeniem knajpa ta przyciąga oryginalną stylistyką. Ściany obwieszone są karteczkami z ogłoszeniami, a każdy stolik dostaje na wstępie koszyk orzeszków, których łupiny obowiązkowo należy zrzucać pod nogi.
LEVES – gdzie tanio zjeść w Budapeszcie
Okolice Central Market to studenckie rejony i znajdziecie tu bardzo łagodny dla kieszeni bar wydający zupy na wynos pod nazwą Leves. Leves to po węgiersku po prostu zupa. Ceny są bardzo przystępne. Jeśli więc celujecie w bardzo budżetowy wyjazd, to może być najlepsze miejsce na zaspokojenie głodu pobudzonego zwiedzaniem Budapesztu.
Centralny Market w Budapeszcie
Tuż obok, po drugiej stronie ulicy znajduje się Centralny Market, na który warto wstąpić po jakieś miejscowe frykasy. Na dole mieszczą się stragany z surowizną, a na piętrze królują zapachy ciepłej strawy. Można tutaj kupić langosza. I ponownie – 10 lat temu langosz ten kosztował kilka złotych i stanowił podstawę studenckiego obiadu. Teraz cena to około 25-30 zł.
Termy w Budapeszcie
Jedną z największych atrakcji Węgier są gorące źródła. W samym Budapeszcie istnieje kilkanaście miejsc, w których możecie zażyć kąpieli termalnych. Najbardziej popularne znajdują się w okolicach Wzgórza Gellerta (Rudas i Hotel Gellerta) i w Parku Szechenyi. Ale to jeszcze nic.
Baseny ogrzewane wodą geotermalną znajdują się też na Wyspie Małgorzaty. Rurami odprowadzane są one z basenów wprost do Dunaju. I w miejscu gdzie woda wpada do rzeki stworzone zostały – naturalnie albo przy udziale mieszkańców – niecki, w których kąpią się niektórzy odważni.
Łaźnie w Budapeszcie zawdzięczamy Turkom. Panowali oni w Budapeszcie w w XVI i XVII wieku. Baseny termalne to jedna z nielicznych po nich pamiątek, nie tylko w Budapeszcie, ale w ogóle na całych Węgrzech. Poza nimi warto jednak zajrzeć również na punkt widokowy w Budzie, o którym piszemy poniżej.
Grobowiec Gul Baby
Budapeszt o miejsce pochówku wybitnego tureckiego poety Gul Baby. Jego grób znajdziecie na zboczach wznoszących się po stronie Budy, jakieś 15 minut spacerem od Mostu Małgorzaty.
Grobowiec powstał w XVI wieku. Ponoć w uroczystościach pogrzebowych poety miał wziąć sam Sulejman Wspaniały. Mauzoleum Gul Baby jest pięknie wkomponowane we wzgórza Rozsadomb i nie od dziś jest celem tureckich pielgrzymek.
Żółta linia metra
Zapewne większość z was słyszała lub widziała kultowy film Nimróda Antala „Kontrolerzy”, którego akcja toczy się w budapesztańskim metrze. Jego popularność zwabiła pod ziemię niejednego kinomana. W Budapeszcie funkcjonują 4 linie metra. Niestety lub stety, nie spotkacie już kontrolerów w wagonach metra, a jedynie przy wejściu do podziemia, gdzie przy ruchomych schodach kontrolują wejściówki. Bo budapesztańskie metro to nie tylko pociągi i kontrole, ale przede wszystkim te SCHODY. Szybkie i wysokie. Jadąc po nich ma się wrażenie, jakbyśmy zjeżdżali co najmniej do pierwszych kręgów piekieł.
W Budapeszcie wciąż funkcjonuje najstarsza linia metra, jaka powstała na kontynencie Europy (czyli z pominięciem Wielkiej Brytanii). Tzw. żółta linia metra prowadzi przez zaledwie kilka przystanków od Vörösmarty tér do Placu Bohaterów (Hősök tere). Stacje są maleńkie, podobnie jak wagony tego zasłużonego pociągu, które każdy odjazd ze stacji oznajmiają przeszywającym piszczeniem.
Plac Bohaterów (Hosok tere)
Na Placu Bohaterów znajduje się już ponad stuletni posąg przedstawiający anioła Gabriela wraz z księciem Arpadem (odpowiednika trochę naszego Lecha, trochę Piasta i trochę Mieszka I) i jego sześcioma wodzami, którzy na przełomie VIII i IX mieli przyprowadzić Madziarów na teren dzisiejszych Węgier.
Plac Bohaterów (czyli Hosok tere) powstał dokładnie w tym samym czasie co Parlament. Stanowi on doskonałe potwierdzenie tego, że dla tworzenia klimatu imperium nie trzeba mieć na koncie żadnych szczególnych osiągnięć. Dzięki temu, że cała okolica Placu to nie mniej monumentalne zabytki (oba muzea również powstały w końcówce XIX wieku), jest to jedno z najatrakcyjniejszych miejsc w Budapeszcie.
Jasne, nie każdy lubi posągi. Jeśli jednak będziecie w Budapeszcie zimą nie można nie zawitać w to miejsce. Okolice placu Bohaterów to najlepsze miejsce dla łyżwiarzy. Wraz z pierwszymi mrozami jezioro przy muzeum sztuk pięknych zamienia się w ogromne lodowisko. Łyżwiarze mogą całymi dniami szusować wzdłuż murów Zamku Vajdahunyad, który znajduje się na drugim brzegu jeziora.
Zamek Vajdahunyad
Miejsce to zadziwia swoim eklektyzmem. Zróżnicowanie stylów, w których wzniesione zostały poszczególne części zamku dyktowane jest specyficznymi okolicznościami w jakich powstawał. W czasie Wystawy Milenijnej, która odbyła się w Budapeszcie pod koniec XIX wieku, wzniesiono kilka drewnianych kopii wspaniałych węgierskich budowli. Kiedy powystawowy kurz opadł, postanowiono stworzyć trwałą konstrukcję, która będzie łączyć ze sobą elementy tych obiektów i tak powstał zamek Vajdahunyad. Zbliżając się do niego od strony Placu Bohaterów turyści podziwiać mogą otoczoną fosą część odwzorowującą zamek Draculi w rumuńskim Branie. W środku zaś szybko akcja przenosi się do budynków z epoki Króla Słońce. Taki już urok tej budowli.
W parku otaczającym zamek znajduje się również stary jak świat, drewniany rollercoaster, który obecnie stoi na terenie miejskiego zoo. Zapomnijcie o plombach bezpieczeństwa i pasach, tutaj jeździ się bez trzymanki.
Ruinpubs
Jeśli na wakacjach najbardziej pociągają was kluby i imprezy, to Budapeszt ma wam do zaoferowania coś, czego w Polsce nie uświadczycie. Ruin puby – czyli „zrujnowane puby” – to kultowe już miejsca, które mnożą się w centrum Budpesztu jak grzyby po deszczu. Charakteryzują się trochę psychodeliczną atmosferą i wystrojem wprost z Alicji w Krainie Czarów. Zlokalizowane są zawsze w do niedawna zapomnianych, rozlatujących się budynkach.
Najbardziej znane z nich to Szimpla Kert i Instant (choć możliwe, że coś się w tej kwestii zmieniło przez ostatnie 3 lata). Generalnie Budapeszt obfituje w przeróżne miejsca, w których można spędzić dość szalone noce, a najwięcej uciech znajdziecie w okolicach wyznaczonych przez prawy brzeg Dunaju i stacje metra – Blaha Lujza i Nyugati Palyaudvar. Aby zamówić piwo wystarczy rzucić „kerek egy sört!” albo „egy sört kerek”.
Wyspa Małgorzaty
Traficie do niej nie inaczej a przez Most Małgorzaty. Jest to świetnie miejsce do biegania, ale również do spotkania ze znajomymi. A jeśli jedziecie do Budapesztu z dzieckiem – prawdopodobnie najlepsze miejsce na nocleg i co najmniej jedno popołudnie. Na Wyspie znajdziecie kilka placów zabaw, małe zoo (bociany, kaczki, konie, itp.), otwarte baseny, japoński ogród, kilka kawiarni, a zimą – ogromny ogród świateł. Po wyspie Małgorzaty poruszać się można rowerami, czterokołami oraz autobusem.
W czasie naszego ostatniego pobytu nocowaliśmy ze Stasiem w hotelu Ensana, który znajduje się przy moście Arpad.
Piłka wodna na Węgrzech
Jeśli zaś jesteście z jakiś powodów fanami piłki wodnej, możecie udać się tam aby podejrzeć zawodników lokalnych drużyn na treningu. Ćwiczą na otwartych basenach nawet późną jesienią. Piłka wodna to narodowy sport Węgrów a ich najpamiętniejszy mecz był rozegrany w 1956 przeciwko ZSRR, na krótko po upadku powstania węgierskiego, krwawo stłumionego przez żołnierzy radzieckich. Do meczu doszło w czasie igrzysk Melbourne. Węgierscy zawodnicy opuszczając kraj nie wiedzieli jak zakończyła się podjęta przez Węgrów próba wyjścia z Układu Warszawskiego. Po meczu połowa z zawodników nie wróciła już do kraju.
Bazylika św. Stefana
Wiesz, że temu miastu brakuje trochę wielkomiejskiego rozmachu skoro najwyższe budynki stolicy to Parlament i kościół. Położna na wschód od Parlamentu bazylika jest trzecim co do wielkości kościołem na Węgrzech. Całość wieńczy ogromna kopuła. Bazylika zwykle określana jest przez budapesztańskich ekspatów jako ten „kościół z ręką”.
O co chodzi z tą całą ręką?
Relikwią bazyliki jest prawa ręka św. Stefana, pierwszego króla Węgier. Podobnie jak Mieszko I, wprowadził on swój kraj do towarzystwa państw katolickich. Po jego śmierci jego prawica była przechowywana w przeróżnych miejscach i jak na część ciała nieboszczyka przebyła naprawdę wiele kilometrów. Najpierw została wykradziona z kościoła, a następnie w czasie okupacji Węgier przez Turków wielokrotnie zmieniała swoją kryjówkę – raz była ukrywana w Wiedniu, a raz w Ragusie. W XX wieku trafiła nawet do jaskini w okolicach Salzburga.
Parisi Udvar
Jedną z „naszych” atrakcji jest niezbyt popularny i nieumieszczany w przewodnikach budynek Parisi Udvar. Znajdował się dokładnie na przeciwko naszej kamienicy, przy stacji metra Ferenciek tere. Został zbudowany na początku XIX wieku i jego charakterystycznym elementem jest pokryty szklanymi elementami sufit, wzorowany na paryskim pasażu Passage des Panoramas.
Jest to prywatna kamienica, która niegdyś mieściła w sobie przede wszystkim kupieckie kramy. Kiedy mieszkaliśmy w Budapeszcie, stałą niemal zupełnie pusta. Wykorzystywano ją jako plan dla zagranicznych i węgierskich produkcji. Niejedna ekipa filmowa przewinęła się przez te wysokie korytarze. Chyba najbardziej znanym filmem jaki kręcono tutaj w ostatnich latach jest „Szpieg” (Tinker, Tailor, Soldier, Spy) z roku 2011 z Garym Oldmanem, Colinem Firthem, Tomem Hardym i Benedictem Cumberbatchem. Była to jedna z pierwszych scen, w których dochodzi do zabójstwa w kawiarni.
Dziś jest to ekskluzywny hotel z sieci Hyatt.
Nyugati Palyaudvar
Budapesztańskie stacje kolejowe, podobnie jak stacje metra, są warte grzechu. Nyugati Palyaudvar – czyli dworzec zachodni – został wybudowany przez spółkę należącą do samego Gustawa Eiffle’a. Pasażerowie udający się w stronę Wiednia i Paryż a wsiadali do pociągu właśnie na tym dworcu. Natomiast ci zmierzający na wschód, do Transylwanii i na Bałkany kupowali bilety na dworcu Keleti.
Nyugati jest architektoniczną perełką. Dla mnie najciekawsze jest w nim to, że położony jest tuż przy głównej ulicy. Idąc nią można nie zorientować się, że przechodzicie właśnie obok ogromnego dworca. Front budynku wtopiony jest w szereg ulic, a szklano – żeliwna konstrukcja nadaje całej budowli lekkości.
Klimatem Nyugati przypomina dworce zachodni i centralny w Warszawie. Pod ziemią znajduje się stacja linii metra o tej samej nazwie oraz niekończące się tunele wypełnione straganami, na których można kupić wszystko począwszy od rajstop, poprzez bardzo popularne w Budapeszcie ciastka Fornetti (znajdziecie je na każdej stacji, a ich zapach już zawsze będzie mi się kojarzył z podziemiami Budapesztu), a skończywszy na sex-zabawkach. Jest to też miejsce spotkań lokalnych szachistów, którzy na zaimprowizowanych stoliczkach grywają tutaj w blitza.
Memento Park
Miejsce to polecam przede wszystkim fanom socrealizmu. W przeciwieństwie do Polski, węgierskie pomniki z okresu komunizmu zostały w dużej mierze usunięte z placów i skwerów. Zamiast jednak całkowicie usuwać je z życia publicznego i udawać, że komunizm nigdy się nie wydarzył, zostały one skumulowane w jednym miejscu – Memento Park.
Muzeum będzie atrakcją przede wszystkim dla turystów spoza bloku wschodniego, którzy nie spędzili życia obcując twarzą w twarz z tego typu sztuką. Dla mieszkańców Warszawy czy Katowic, którzy jeszcze dziś widują je w przestrzeni publicznej, nie będzie to aż tak interesujące doświadczenie. Co więcej, kilku naszych znajomych z Europy Zachodniej, którzy mieli okazję zwiedzać Warszawę również uznali zgromadzone tam eksponaty za mniej interesujące niż te, które można oglądać na ulicach naszej stolicy. W dodatku jest on położony bardzo daleko od centrum miasta, w zasadzie już poza Budapesztem, w związku z czym polecamy go jedynie w razie naprawdę długiego pobytu na Węgrzech.
Drzewo Michaela Jacksona w Budapeszcie
Na Deak ter wypiliśmy niezliczone ilości wina. W okolicach maja plac wygląda jak okupowanie Wall Street. Studenci i licealiści praktycznie stamtąd nie wychodzą.
A południowo-zachodnim rogu Deak ter znajdziecie ciekawostkę – drzewo Michael Jacksona.
Jackson zwykł w czasie pobytów w Budapeszcie nocować w hotelu sąsiadującym z placem Deak. Na pamiątkę, fani udekorowali jedno z pobliskich drzew zdjęciami muzyka.
Język węgierski – ciekawostki
Mimo że Węgry leżą tak blisko Polski, stanowią ogromną egzotykę, nie tylko dla Polaków, ale prawdopodobnie dla każdego przyjezdnego. Węgierski język ani w mowie, ani w piśmie nie przypomina niczego do czego przywykły polskie zmysły. Dokonanie najprostszych zakupów, zamówienie pizzy przez telefon czy odróżnienie policjantów od leśniczych, to jedne z pierwszych problemów jakie napotykamy w obcym kulturowo Budapeszcie. Ale w zasadzie i tak powinniśmy się cieszyć, ponieważ jeszcze niewiele ponad sto lat temu język ten był jeszcze bardziej skomplikowany (choć przynajmniej niewolny od zagranicznych naleciałości).
W XIX wieku przeprowadzono na Węgrzech reformę językową, której celem było po pierwsze pozbycie się z języka słów zapożyczonych z niemieckiego czy łaciny, a po drugie zastąpienie przydługich, zbyt opisowych wyrazów krótszymi, które zachęciłyby do korzystania z niego zarówno w czasie burzliwych obrad parlamentu jak i przy układania rymów. Reforma zakończyła się wielkim sukcesem, aczkolwiek jak zwykle nie obeszło się bez wynaturzeń. Reformatorzy próbowali czasem za wszelką cenę wprowadzić do języka węgierskie nazwy dla nowinek technicznych, które w XIX wieku pojawiły się w Europie. Zarówno przed jak i po reformie można było natknąć się różne potworki językowe – na przykład na gőzpöfögészeti tovalöködő, które oznaczało lokomotywę. W bardzo niedosłownym tłumaczeniu mój znajomy z Budapesztu – Joo – przełożył to na „steam-puffing mentally furtherpushy”.
Nie zdziwcie się również jeśli Węgrzy w rozmowie z wami będą swobodnie określać kobietę jako „he”, a mężczyznę jako „she”. W języku węgierskim nie istnieje rodzaj męski i żeński w trzeciej osobie, stąd też Madziarzy nie są przyzwyczajeni do używania takich określeń w języku angielskim. Jeszcze większą frajdę może sprawić wam czytanie węgierskich wyrazów. Jedną z zasad, którą wszyscy kojarzą z węgierskim jest czytanie „s” jak „sz” i „sz” jako „s”. Stąd też mimo, że nazwa stolicy to Budapest, po węgiersku czytamy ją tak samo jak po polsku.
Jutro tam jadę. Dzięki
Miłego pobytu! nie było nas tam od 10 lat i bardzo tęsknimy
Piękne zdjęcie i świetne opisy. Bardzo mile wspominam to niezwykłe węgierskie miasto 🙂
Dla mnie Budapeszt zawsze był złączeniem popularnych Europejskich miast: trochę Wenecji, trochę Londynu itd. Ale niestety widać, że jest bardzo zniszczony. Jednym z widoków, które najbardziej zapamiętałem była kamienica w dzielnicy żydowskiej ze śladami po kulach. Niezapomniany widok. A z kolei co do barów to miałem okazję zaglądnąć do takiego, w którym wszystkie ściany i sufit były pokryte kartkami różnymi z notesów, z notatkami, bazgrołami. Świetny klimat.
to pewnie For Sale Pub 🙂