Podobno z przeprowadzonej w ubiegłym roku ankiety wyszło, że jedynie ok 30% Włochów jest zainteresowanych wyjazdem w góry w okresie wakacji. Tymczasem aż 1/3 tego kraju pokrywają tereny położone powyżej 700 metrów nad poziomem morza. Trudno znaleźć tu kompletnie płaski kawałek ziemi. W zasadzie o Włochach należałoby chyba myśleć w kategoriach górali. Nie jest to jednak popularne skojarzenie. Według Paolo Rumiza, autora książki o najwyższych partiach Italii (Legendy żeglujących gór), włoskie góry to w ogromnej większości teren pomijany myślą przez mieszkańców bogatych miast. Z jednej strony jest to miejsce, w którym wciąż obecna jest tradycja i mistycyzm, o którym zapomniano w dolinach. Z drugiej strony, w skutek zapomnienia, jest to miejsce, w którym na podatny grunt padają wszelkie podszepty nacjonalistyczne. To w takich miejscach, wśród wykluczonych, miał sto lat temu rodzić się włoski faszyzm. Dysproporcje pomiędzy miastem a prowincją widoczne są w statystykach Lombardii. Podczas gdy mieszkańcy Mediolanu mają najwyższe średnie zarobki we Włoszech, zaledwie 90 km dalej, w zachodniej części prowincji Como – Valdosie – zarobki są ponoć najniższe w kraju.
Kardynałem być we Włoszech
Zapomnijcie jednak o śniegu, zapomnijcie o problemach! Fakt, obok topnieje lodowiec na Monte Rosa, w tunelach trochę jedzie spalinami, ale jesteście nad jeziorem Como! W miejscu tak ucywilizowanym, że Paolo Rumiz w swojej powieści „Legend żeglujących wzgórz” mija ją łukiem, mimo że po drodze z Bergamo do Szwajcarii na pewno tędy przejeżdżał.
Jest wrzesień, w kalendarzach włoskich już po sezonie, mimo że na termometrze temperatura nie opada poniżej 20 stopni w cieniu. Nad jeziorem Como jest odrobinę mniej turystów, a ci którzy tu przybyli o tej porze roku to w większości cudzoziemcy. Jest to nasz drugi pobyt w tym rejonie, ale dopiero ten uzmysławia nam prawdę, którą przez wiele lat próbowaliśmy wyprzeć. Jak żyć to tylko w kardynalskiej purpurze.
Franciszek Liszt pisał ponoć, że „jeśli piszesz historię dwóch szczęśliwych kochanków, ich historię powinieneś umieścić na brzegach jeziora Como”¹. Zarówno siły natury jak i mieszkańcy tych okolic odwalili tutaj kawał naprawdę dobrej roboty. Miejsce to, położone na północ od Mediolanu, było ponoć popularnym uzdrowiskiem już w epoce Starożytnych Rzymian. Jezioro jest jednym z najgłębszych w Europie, osiąga 400 metrów głębokości. Do tego może pochwalić się oryginalnym kształtem, przypominającym literę Y. Ze wszystkich stron otoczone jest Alpami. Gdzie nie spojrzysz tam na wchodzących do jeziora zboczach posadowione są stare kaplice, kościoły i zamki. No i przede wszystkim wille, świadczące nie tylko o powodzeniu finansowym ich właścicieli, ale również o od wieków niegasnącej popularności tego miejsca.
Zachodnia Europa już w XVII wieku poznała smak „gap year”. Dobrze usytuowani absolwenci Oxbridge (czyli Oxfordu lub Cambridge) – a później całej Europy – po ukończeniu studiów udawali się w podróż po kontynentalnej Europie, aby poznawać jej tradycję, kulturę i sztukę. Przemierzając Francję i Włochy mieli okazję do ćwiczenia obcej wymowy, jak również zawierania znajomości z podobnych im przedstawicielom wyższych sfer. Byli to więc pielgrzymi kierowani bodźcami nie religijnymi a poznawczymi. Na trasie nigdy nie brakowało Rzymu i Wenecji. Wille w Como również figurowały na liście bestsellerów.
Jedną z najczęściej odwiedzanych willi jest Villa Balbianello. Usytuowana na skraju pagórkowatego cyplu skutecznie ukrywa swoje wdzięki przed wzrokiem postronnych. W XVIII wieku można było tutaj dotrzeć jedynie łodzią. To właśnie wtedy kardynał Angelo Maria Durini przejął ziemie zakonu franciszkanów i wybudował w tym miejscu swoją letnią świątynię zadumy. Wcześniej kardynał był mocno zaangażowany politycznie. Sporą część kariery spędził w Polsce jako wysłannik papieski. Popierał konfederatów barskich, błogosławił wojska Pułaskiego, a nawet uczestniczył w przygotowaniach do porwania Stanisława Augusta Poniatowskiego. Te szalone dni politycznego knowania zostały gwałtownie ukrócone przez papieża. Durini wrócił do Francji, a potem osiadł nad jeziorem Como².
Po jego śmierci willa przechodziła z rąk do rąk by w końcówce XX wieku wejść w ręce bogatego właściciela sieci sklepów w Mediolanie – Guido Monzino, który większość swojego czasu poświęcał na zamorskich wyprawach i kolekcjonowaniu etnicznych dzieł sztuki. To on prowadził włoską wyprawę na Mt. Everest w latach siedemdziesiątych. Ponoć zażyczył sobie wtedy namiotu ze stylowymi meblami (w Balbianello ma meble pochodzące np. ze statku admirała Nelsona – Victory), a zapewnione grupie „pomocnicze helikoptery wojskowe używane były w dniach niepogody do wożenia alpinistów do Katmandu, by mogli zabawić się w kasynie” (P. Rumiz Legenda żeglujących gór, wyd. Czarne 2016, tłum. J. Malawska). Po jego śmierci majątek przeszedł w ręce włoskiej fundacji ochrony kultury.
Willa była więc domem przede wszystkim obrzydliwie zamożnych ludzi. Ściany wszystkich pomieszczeń wytapetowane są jedwabiem. Wyjątek poczyniono jedynie dla sypialni, która wyłożona została aksamitem, oraz palarni. Ta ostatnia wyłożona jest specjalnym drzewem, które absorbuje zapach dymu i została tu przeniesiona z francuskiego zamku. Znajdują się tu dwie jadalnie położone jedna obok drugiej – jedna przeznaczona wyłącznie do spożywania śniadania. Dawny kościółek franciszkanów został również przerobiony na pokoje mieszkalne.
Dziś willę można zwiedzać lub wynająć na weselne przyjęcie. Wiele z nich urządzanych jest w stylu Star Wars, ponieważ ogrody willi odgrywały rolę planety Naboo w „Ataku klonów” (o szczegółach pisali w Bastionie polskich fanów SW). Widocznie twórcy filmu wzięli sobie do serca przykazania Franciszka Liszta. W Balbianello kręcono również fragment „Casino Royal”:
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=IntZFi0yf3E&w=560&h=315]
Co poza tym?
Szlaki wokół jeziora Como nie należą do najczęściej uczęszczanych, ale za to są doskonale utrzymane. Zarówno piesi jak i rowerzyści znajdą tutaj ścieżki w świetnym stanie. Ba! Istnieją tutaj nawet tunele dla rowerzystów i pieszych.
Jeśli nie przepadacie za długimi wypadami za miasto warto po prostu zgubić się w zaułkach miast. Co drugi budynek to perełka.
Można również wspinać się po okolicznych górach, na których szczytach znajdują się schroniska. Uwaga, nie są one otwarte codziennie, a tym bardziej nie są otwarte przez cały rok. Pięć lat temu wybraliśmy się na trekking do jednego z nich. Był środek marca, kiedy mniej więcej 2/3 trasy pokryta jest jeszcze śniegiem. Przed wyjściem z góry skonsultowaliśmy się z placówką alpinistów w Mandello del Lario. Fakt, nasza rozmowa z dumnie wyglądającym alpinistą ograniczyła się prawie wyłącznie do przekazania nam mapy, pozdrowienia Jana Pawła II i wskazania na mapie schroniska. Nie mniej jednak szkoda, że nie wspomnieli nam o tym, że schronisko jest zasypane śniegiem i zamknięte na głucho. Na szlaku towarzyszyły nam jedynie kozice, które osłupiały gdy zobaczyły tam człowieka o tej porze roku.
Poza tym zdecydowanie należy oddać się przyjemności jedzenia. Pizza, lody i wołowina z palentą (kukurydzą) są tu wysokim włoskim poziomie.
Niewątpliwie sporą przyjemnością byłoby wybranie się na wycieczkę kajakiem wzdłuż brzegów jeziora. Przyjemność ta jest jednak bardzo droga. Wypożyczalnie, które odwiedziliśmy życzyły sobie aż 20 euro/h na jeziorze, więc uprzejmie podziękowaliśmy.
Bergamo
Bergamo było przez nas zawsze niemal kompletnie ignorowane. Większość turystów przylatuje tutaj i udaje się wprost do pobliskiego Mediolanu. Do niedawna również ograniczaliśmy się do zwiedzania jego pizzerii i traktowaliśmy jako dobrą bazę wypadową do dalszych wypadów nad jezioro Como. Pomijanie Bergamo w planie podróży było z naszej strony wręcz głupie.
Bergamo przez wiele osób uważane jest za najfajniejsze włoskie miasto położone na wzgórzach. I faktycznie, na uwagę zasługują tu nie tylko sympatyczne knajpki w okolicach Fontana della Fiera, w których można odpocząć przed udaniem się na lotnisko Orio de Seria. Cita Alta (Wysokie Miasto) to świetnie zachowany kawałek zabytkowego miasta, z wysokimi kamiennymi murami, ciasnym uliczkami i pobudzającymi wyobraźnię bramami wjazdowymi. W samym jego środku znajduje się Piazza Duomo, po brzegi wypchana zabytkowymi budowlami. Na tym niewielkim placu o mniejszej powierzchni placu Zbawiciela upchano aż dwa ogromne kościoły, w tym katedrę. Wokół aż roi się od średniowiecznych zabytków i niemal za każdym rogiem można natknąć się to na stary teatr, to na kościół, kaplicę, pałac, cytadelę… Słowem, idealne miejsce na city break.
1 za Lorenzo Carcaterra, http://travel.nationalgeographic.com/travel/lake-como-a-love-story/
2 http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TH/THO/turowicz_durini.html
Nie myślałam, że jest aż tak duży problem z topniejacymi lodowcami.. 🙁 to smutne 🙁 ciekawe czy inwestycja Włochów się zwraca.
A z tym, że Bergamo jest cudowne, zgadzam się w pełni 🙂