Nic tak nie zachęca do podróży jak dobra historia. I to zarówno do tych dużych, jak i małych – w kierunku małych, lokalnych ojczyzn.
Jak co roku polecamy wam książki, które podbiły nasze serce w ciągu ostatnich 365 dni. Mamy nadzieję, że będą was lub osoby przez was obdarowane, inspirować do kolejnych podróży.
Neapol’44 – Norman Lewis, tłum. Janusz Ruszkowski
Jedna z tych książek, którą kupiłam z braku laku. Bo jadąc do Neapolu chciałam koniecznie czytać coś „lokalnego”. Niespodziewanie trafiłam w dziesiątkę, a Neapol’44 okazał się jedną z moich ulubionych książek, a już na pewno najlepszą książką o Włoszech.
Urocze postacie – kobiety lekkich obyczajów, drobni rzezimieszkowie, trochę włoskiej gomorry. Wszyscy mogliby spokojnie wstąpić na karty „Paragrafu 22”. Akcja toczy się w ostatnim roku II wojny światowej na południe od Rzymu. Opisy wojennej rzeczywistości, w której prawnicy dorabiają jako „bogaty wujek z Rzymu” wynajmowany na godziny, całe miasto czeka na cud, a najgorętsze romanse prowadzone są na migi, można podsumować chyba tylko Szwejkowym: „jeszcze nigdy tak nie było żeby jakoś nie było”.
——
O Neapolu przeczytacie też w naszym poprzednim poście.
Miedzianka, Filip Springer
W tym roku polecamy aż dwie książki Filipa Springera. Trudno jednak coś na to poradzić, to obecnie jeden z najlepszych polskich reporterów.
Miedzianka to inaczej opowieść o znikaniu. Mała miejscowość na Dolnym Śląsku, która po kilkuset latach istnienia praktycznie zniknęła z powierzchni ziemi. Co się z nią stało, a co najważniejsze co stanie się dalej. Zdaje się, że reportaż Springera tchnął w to urokliwe miejsce drugie życie. Na swoje miejsce wrócił lokalny browar, a w tym roku zorganizowano tam festiwal „Miedzianka”.
Warto przeczytać Miedziankę i mieć udział w przywróceniu jej do życia.
Miasto Archipelag, Filip Springer
Książka ta to kolaż wszystkich polskich miast, które po reformie administracyjnej w 1999 utraciły status stolicy województwa. Trzydzieści jeden miast, które z dnia na dzień stały się prowincją. Jak sobie z tym poradziły one, a przede wszystkim ich mieszkańcy. Jak weszli w nowe tysiąclecie, co je łączy, a co różni? I które problemy można zrzucić li tylko na wydarzenia onego roku 1999?
Jeśli pochodzisz z małego miasta, to bez trudu zrozumiesz obraz malowany w reportażu Springera. Gdzie lokalny McDonald i spacer po torach kolejowych to forma rozrywki. A jeśli jesteś miasta dużego, to pewnie też odnajdziesz tutaj cząstkę swojego świata. W końcu Polska prowincji od Warszawy nie różni się aż tak bardzo.
Cudowna – Piotr Nesterowicz
Jak dla mnie książka fenomen, opowiadająca w fenomenalny sposób o… fenomenie.
Zabłudów. Podlaska miejscowość, która dziś reklamowana jest jako warta odwiedzenia głównie ze względu na małą budkę z lodami domowej roboty. Tymczasem kilkadziesiąt lat temu było miejscem cudownego objawienia.
Czas dla tego typu wydarzeń nie mógł być gorszy. Twierdzenie o tym, że było się świadkiem manifestacji postaci Matki Boskiej, do którego doszło w dodatku poza murami Kościoła, nie umknęło uwadze komunistycznych władz. W polityczne zamieszanie zaplątani zostają mieszkańcy niewielkiego miasteczka, którzy nie do końca potrafią udźwignąć ciężar objawienia.
Jest również tytułowa Cudowna. Nieśmiała kilkunastoletnia dziewczynka, która staje się (spoiler alert) najpierw miejscową atrakcją i wyrocznią, aby następnie trafić na peryferie lokalnej społeczności.
—–
Chcesz zwiedzić okolice Zabłudowa? Przeczytaj nasz post o Puszczy Knyszyńskiej
Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd – Kazimierz Nowak
Tą książkę pożarłam jednym tchem i uważam ją za absolutny hit, literaturę przez wielkie L, którą powinno się umieścić na liście lektur. Albo wręcz przeciwnie – co by uniknąć jakichkolwiek szans, że dzieci omawiające ją w szkole zostaną do niej skutecznie zniechęcone.
Jest to zbiór listów i relacji publikowanych w polskich gazet bezpośrednio w czasie rowerowej podróży Kazimierza Nowaka przez całą Afrykę, tam i z powrotem, od jej północnych krańców aż do Republiki Południowej Afryki. Ten wehikuł czasu przenosi nas do Afryki lat trzydziestych, kolonialnego piekiełka, które dopiero gotuje się do swojego wielkiego przebudzenia.
Kazimierz Nowak to dla mnie prawdziwa enigma. Mężczyzna o aparycji Johna Malkovica, wydaje się chłopakiem z sąsiedztwa, który ni stąd ni zowąd pojawił się na Czarnym Lądzie. Tymczasem posługuje się on płynnie kilkoma językami, w tym arabskim, jeździ konno, poluje i bez trudu nawiguje łodzią tam gdzie Joseph Conrad widział tylko jądro ciemności… Do tego świetnie pisze.
Niesamowita osobowość i niepowtarzalna podróż w pojedynkę. Jego listy to zapis nostalgicznych przemyśleń przeplatanych relacjami z częstych ataków malarii i wszelkiego rodzaju nieszczęść i przeszkód, które każą co kilkadziesiąt stron zapytać siebie: „Jak on to w ogóle przeżył?”.
Karawana kryzysu, Linda Polman, tłum. Ewa Jusewicz-Kalter
Książka Lindy Polman obnaża absurdy rządzące współczesnym przemysłem pomocy humanitarnej. Pisze o polityce, którą kierują się wszyscy począwszy od władców najbiedniejszych krajów świata, przez stacje telewizyjne, a skończywszy na zwykłych ludziach, których konflikty zbrojne i klęski żywiołowe dotykają najbardziej.
Czy bardziej humanitarne jest udzielanie pomocy osobom, które po wyzdrowieniu powracają z karabinem do walki z sąsiadami, przedłużając tym samym wojnę. Czy też lepiej byłoby po prostu dać im się wykrwawić?
Czy jeśli jesteś pokojowo nastawiony to czy opłaca ci się kupować broń i zbroić się na potęgę? Paradoksalnie tak, bo tylko za broń jesteś w stanie kupić jedzenie dla całej wioski.
Pytań w książce jest wiele, przejmujących obrazów jeszcze więcej. Polecam.
Białystok, Marcin Kącki
Książka jest interesującą analizą stosunków panujących na Podlasiu. Bo z całą pewnością nie tylko o Białymstoku tutaj mowa.
Kącki opowiada o niesamowitej mieszance, w której kulturowe pierwsze skrzypce mają grać Kościół, piłka nożna, disco polo… Nie brak tutaj też ciężkich tematów. Braku tolerancji dla cudzoziemców i pamięci o dawnych mieszkańcach Podlasia.
Jest to również mój ulubiony przykład na to dlaczego nie należy nigdy opierać się tylko na jednej historii. Gdybyśmy przejęli się za bardzo wizerunkiem Białegostoku w tym filmie, pewnie balibyśmy się pedałować po tamtejszych ścieżkach rowerowych, co niewątpliwie byłoby ogromna stratą zarówno dla nas, jak i dla miasta.
——-
Zdjęcie tytułowe: Alex Geerts, Unsplash
„Karawana kryzysu” też znalazła się w czołówce mojej subiektywnej listy książek mijającego roku:
http://pojedyncza.wordpress.com/2017/12/19/czarna-lista-lektur/
Pozostałe wymienione pozycje też są wartościowe – dobrze poznać takie historie „zza miedzy”… 🙂
„Białe” Ilony Wiśniewskiej też czytałam w wakacje! 🙂
Widzisz, ja mam inne odczucia, bo będąc w Polsce z radością wychodzę z domu, myśląc sobie, że w sumie to nie jest tak najgorzej. Nie trzeba przebijać się przez wielkie zaspy, zbierać śniegu na wodę i nawet niedźwiedź mnie nie zaskoczy wyskakując zza rogu! 🙂
Jeśli chodzi o reportaże to na zimę chyba idealna będzie książka, która dość niedawno pojawiła się na polskim rynku „Dom pod biegunem” o normalnym życiu na polskich stacjach badawczych w zimowych krainach 🙂
Ojej, my w tym roku w lato przeczytaliśmy „Białe. Zimna wyspa Spitsbergen” i już wtedy robiło nam się zimno od samego czytania. Teraz moglibyśmy tego nie przeżyć 😉