Ezeretz, w którym się zatrzymaliśmy trudno nawet nazwać miejscem. Na stałe mieszka tu jakieś 100 osób. Kiedy szukamy sklepu, ktoś zająknął się o centrum miasteczka, ale to bujda na resorach. Żadnego centrum nie ma. Jest za to sklep, który świetnie pełni funkcję lokalnej restauracji i baru. Reklamuje się hasłem ryby-papierosy-alkohol. Wszystkiego jest tu pod dostatkiem.
Przeczytaj też
U kelnerki można zamówić piwo, ale wszelkie inne napoje kupuje się w sklepie. Tam też można zamówić sklepowego drinka w plastikowym kubeczku – gin z tonikiem albo miętowo-anyżowe coś w kolorze denaturatu, które Bułgarzy uwielbiają pić na plaży, choć zdecydowanie nie powinni. Drinki są nawet z lodem, wystarczy wyjąć go sobie z lodówki gdzie leży sobie z lodami i warzywnymi mrożonkami. Na werandzie stoi sześć rodzinnych stołów. Z sufitu zwisają rybackie sieci, a na końcu werandy stoi ogromny telewizor LCD, który później w tym tygodniu zostanie wyrzucony (jedna z wielu ofiar tutejszych skoków napięcia). W telewizji leci właśnie lokalna Anna Maria Wesołowska.
Zamawiamy banicę – lokalny wrap z serem – i buzę – kolejny niezrozumiały dla mnie bułgarski trunek w kolorze błota, który tak naprawdę stanowi zbożową mieszankę. Zresztą Bułgarzy używają słowa „buza” do określenia wszystkiego co wymknęło się trochę spod kontroli, zmieszało się i wyszło z tego jakieś takie nieapetyczne coś bez wyrazu. Jeśli buzę zostawisz na stole na jeden dzień, zacznie fermentować jak alkohol. Ale ludzie kochają ten napój. Wszyscy przy sąsiednich stołach piją buzę na śniadanie.
Christian z uporem odpala fajkę za fajką i dmucha w moje posypane bryndzą frytki (pychota). Pytam czy mógłby nie palić przy śniadaniu. „Sorry Justyna, nie mogę, to jest Bułgaria. Tutaj gdy zamawiasz jedzenie w Burger Kingu pytają cię, czy chcesz do tego fajki”.
Ezeretz
Mieszkamy gdzieś pomiędzy cmentarzem, a ulicą, 3 km od plaży, bo na tym wybrzeżu wszystko jest 3 km od plaży. Najdogodniejsze kurorty to kempingi w nadmorskich lasach, wszystkie równo oddalone od świata cywilizowanego. Na plażach jest praktycznie pusto, infrastruktury jak na lekarstwo. Bułgarzy i Bułgarki podchodzą do swoich ciał z lekkością nieznaną Polakom. Plaże są pełne nagich uśmiechniętych rodzin. Zostawiają swoje problemy i kostiumy kąpielowe za sobą. A wybrzeże zamiast zabudować hotelami, Bułgarzy oddali słonecznikowi i jakimś czarnym ptakom, które zamieszkują okoliczne jeziora. Jest nieprzyzwoicie spokojnie i wiejsko.
Ale Christian wciąż powtarza, że nie powinnam wyciągać jakichkolwiek generalnych wniosków na temat Bułgarii na podstawie naszych wakacji na północ od Warny. I wciąż przewraca oczami kiedy widzi, że w tutejszej odmianie szopskiej sałatki ogórek nie jest obierany z całej skórki. „Bezczeszczenie”.
Z tych wszędobylskich 3 kilometrów wynika tyle, że sporo czasu spędzamy łapiąc stopa. Drogi są rzadko uczęszczane, więc wszyscy sobie pomagają. Samochody zatrzymują się zwykle po kilku chwilach. A kierowcy uwielbiają gadać, więc Christianowi buzia się nie zamyka, a w środku zostaje jeszcze długo po tym jak wygramolimy się z tylnego siedzenia. Żegna się, przytula, pozdrawia.
Plaże w północnej Bułgarii
Miejscowi uwielbiają narzekać na to, że wybrzeże w okolicach Krapec i Szabli jest puste. Czują, że są prawdopodobnie ostatnimi Bułgarami, którzy w sezonie letnim nie napychają portfeli pieniędzmi turystów z Polski, Rosji i Rumunii. Włodarz okolicznych plaż jest przybity. Wszyscy przyjeżdżają tu tylko na weekend, śpią na dziko, zostawiają śmieci i wyjeżdżają, zamiast jak ludzie zostawić trochę gotówki w pensjonatach i knajpach. Pokazuje nam wypełniony po brzegi śmietnik i stawia przy nim napis: „Kiedy rzucasz śmieci na ziemię nie zapomnij zachrumkać”. Istnieje jednak spore prawdopodobieństwo, że trochę przesadza, bo Bułgarzy mają w sobie odrobinkę z Polaków – lubią ponarzekać.
Nasza gospodyni jest muzykiem, na co dzień gra w knajpach albo udziela lekcji. Tak jak wszędzie, w Bułgarii również muzykom nie chcą płacić. Kilka lat temu kupiła ziemię w Ezeretz. Rano przyjeżdża do pensjonatu, potem jedzie do Krapec, a potem na wieczór znowu do Ezeretz. Pomaga jej jeszcze jedna dziewczyna, która na pytanie o hasło do wi-fi pyta, czym jest wi-fi. A sami goście bywają wybredni. Turysta narzeka na to, że lodówka wysiadła albo, że nie ma wody. Albo że znowu wysiadł telewizor. Jutro jedziemy do Szabli, kupić już trzeci.
Północne wybrzeże ma też amatorów i to nie tylko tych chrumkających. Tutejsze peryferie to chodliwy towar u emerytów poszukujących europejskiej Florydy. Ezeretz od kilku dni żyje informacją o nowym sąsiedzie z Niemiec, który remontuje chatę 10 km od morza. Póki co nie jest w stanie powtórzyć nazwy wsi, w której mieszka, ale zna już większość sąsiadów, którzy przenieśli się tam z Wielkiej Brytanii czy Hiszpanii. Sam planuje się tu przeprowadzić po przejściu na emeryturę.
Gdzie nocować nad Morzem Czarnym
Na wybrzeżu znajdziecie dość szeroki wybór miejsc noclegowych – ale nie głęboki. Infrastruktury jest tu jak na lekarstwo, Sporo agroturystyk, kilka większych hoteli i całkiem dużo kempingów.
Kempingi nad Morzem Czarnym
Kempingi na wybrzeżu znajdziecie w Krapec, Ezeretz, Durankulak. Wszystkie znajdują się kilka kilometrów od najbliższych sklepów czy nawet zabudowań. Z jednej strony morze, z drugiej pola słoneczników i lasek.
W Krapec i Durankulak znajdziecie na wybrzeżu knajpki. A w Ezeretz maleńką budkę z piwem i frytkami (podają też ryby i inne posiłki, ale lepiej trzymać się bezpiecznych potraw).
Na kempingu Kosmos będziecie mieć do dyspozycji i restaurację (bez szału, ale zawsze coś) i sanitariaty. Standard pozostawia dużo do życzenia i w toalecie trzeba spodziewać się żab. Ale miejsce jest klimatyczne, na północ od kempingu znajdziecie kilometry praktycznie pustych plaż, po których nawet największy nieśmiałek może biegać na golasa.
Jeśli zamiast plaży macie ochotę na skały, zatrzymajcie się w Tyulenovo. Ale tamtejszy kemping, w przeciwieństwie do poprzednich, znajduje się na otwartej przestrzeni.
Przykładowe pensjonaty w okolicach:
Hotel Tyulenovo w Tyulenovo – knajpa z dużym tarasem i hotel nad samym brzegiem morza;
Wild Duck w Ezeretz – spory pensjonat z basenem i dużą knajpą. Troszeczkę kiczowato, ale jedzenie jest bardzo smaczne;
Guest House Viola – tanio i spokojnie. sympatyczna gospodyni mówiąca po angielsku;
Jak dojechać do północnej Bułgarii
Żeby w miarę tanio przedostać się do Bułgarii można skorzystać z kilku lotnisk: bułgarskich Bourgas i Sofii oraz rumuńskiego Bukaresztu.
Na wyjazd zdecydowaliśmy się kilka tygodni przed podróżą, w lipcu. O tej porze znalezienie tanich biletów do bułgarskiego Bourgas było praktycznie niemożliwe.
W związku z tym zdecydowaliśmy się na kupienie biletów do Bukaresztu. Dalej pojechaliśmy BlaBlaCarem do Vama Vece na granicy z Bułgarią. Kursują tam też pociągi i autobusy. Z Bukaresztu do Vama Veche jedzie się jakieś 3-4 godziny, Vama Veche to bardzo popularna nadmorska miejscowość z ogromnymi opozycyjnymi tradycjami. Nawiasem mówiąc, w dobrym guście jest powiedzieć, że Vama Veche nie jest już takie jak kiedyś 😉
Granicę przeszliśmy na piechotę, a tuż za nią zaczęliśmy łapać stopa. 20 minut później byliśmy na skrzyżowaniu trasy E87 z drogą do Ezeretz.
Autostopem po okolicach Ezeretz
W kolejnych dniach jeździliśmy okazją co dziennie. Albo łapaliśmy ją na polnej drodze na plażę, albo na trasie 87. W zasadzie za każdym razem nie sprawiało to żadnego problemu.
Bułgarzy są skorzy do rozmowy i bardzo jowialni.