W weekendy w Trójce nadawana jest taka fajna audycja o muzyce luzofońskiej. Luzofonia odmieniana jest tam przez wszystkie przypadki i stąd znamy to piękne słowo. Świetnie pasuje do portugalskiej i brazylijskiej muzyki. Jest w nim luz, trochę nostalgii i takie leniwe słońce z godziny siedemnastej.
My specjalistami od luzfonii jeszcze nie jesteśmy i pewnie nigdy nie będziemy. Póki co jesteśmy jednak w stanie wydusić z siebie co najmniej kilka porad co do tego jak spędzić swój wolny czas w Lizbonie. Przede wszystkim trzeba tam zajrzeć do jednego baru, Mini Barem zwanego. Nie nawiązuje on wprawdzie do chlubnej tradycji polskiej małej gastronomii, ale cóż… weźmiemy co dają.
Co zobaczyć w Lizbonie
Przeczytaj też
Podziwiaj street art
Lizbona street artem stoi. Farbą wymalowane są tu ściany budynków, chodniki i tramwaje. Zamiast więc wsiadać do tych ostatnich, zainwestuj w wygodne buty i przejdź się po bocznych uliczkach. My nasze znaleźliśmy przy punkcie widokowym São Pedro de Alcântara.
Pod tym względem ciekawym miejscem jest też zanurzony w hipsterstwie, jak Achilles w Styksie, LX Factory. Dawne tereny fabryczne przerobiono na kameralne centrum handlowe/strefe kawarnianą/galerię sztuki/miejsce spotkań. Każdy znajdzie tu pewnie coś dla siebie, szczególnie jeśli ma budżet na zakupy. Ceny są dość wysokie, ale nie odstraszające.
Zobacz mumie w kościele karmelitów
Biblioteka, a w bibliotece dwie mumie, a za ich plecami popiersie „króla archeologów”.
Dziwny, wręcz fascynująco-odrażający widok – zmumifikowane zwłoki Peruwiańczyków wystawione jako eksponat w tzw. pokoju prezydentów w kościele karmelitów (Convento do Carmo). Bez żadnego opisu ani wyjaśnienia skąd i dlaczego akurat tutaj…
Kościół wyróżnia się też (a w zasadzie przede wszystkim) brakiem dachu. To namacalny efekt trzęsienia ziemi z 1755 r.
Pojedź hulajnogą do Belem
Jeszcze miesiąc temu Daniel podśmiechiwał się z kolegi, który hulajnogą jeździ do pracy. Teraz hulajnoga awansowała na numer jeden na liście guilty pleasures.
Z Plaza de Comercio do wieży w Belem prowadzi, wzdłuż morza, ścieżka rowerowa, która w większości stanowi też deptak. Najlepiej wybrać się na przejażdżkę z rana, kiedy bulwary nie są wypełnione spacerowiczami.
Po drodze same cukiereczki: most 25 kwietnia, nowoczesne muzeum sztuki, nauki i technologii MAAT, monumentalny Pomnik Odkrywców i wreszcie wieża Belem i pałac narodowy.
Zjedz w MiniBarze
Zdecydowanie najbardziej fascynujący, zabawny no i pewnie też najdroższy obiad na jakim byłam. Jeśli wrócimy do Lizbony, na pewno zarezerwujemy stolik w MiniBarze.
Mini Bar mieści się w teatrze, a menu na dany dzień określane jest tu jako „sztuka”. Możesz „zobaczyć” cała sztukę (około 15 mini dań – i kiedy mówię mini, to ma na myśli mikro) albo tylko pojedyncze akty. Idźcie na całą sztukę jak w dym.
Mottem restauracji jest: nic nie jest tym czym się wydaje. Przystawki jakie nam zaserwowano to jadalna caipirinha w formie położonego na łyżeczce aptekarskiej M&M’sa, który jak bańka mydlana pęka w waszych ustach. Do tego czekoladki z jadalnym złotkiem zrobione z foie gras. Oliwki wielkości napitej pijawki. Następnie na bar wjechały ceviche a’la tequilla shot i lody z tatarem. A dalej było już tylko ciekawiej. Można się śmiać, wiercić na stołku i robić oczy wielkie jak niemowlak na widok kotka.
Fakt, ceny tutaj znacznie przewyższają średnie ceny w Lizbonie. Ale menu wymyśla Jose Avillez (szefa kuchni Belcanto, nagrodzonej dwiema gwiazdkami Michelin). Jedzenie tu to nie jest tylko obiad. To jest świetna zabawa.
Zachwyć się akweduktem
Jeśli wypożyczacie w Lizbonie auto to pewnie w końcu i tak tu traficie. Na skrzyżowaniu tras IP7 i A5 łatwo zapatrzeć się na rzymski akwedukt.