Jaki jest Tokaj
Przez lata byłam przekonana, że Tokaj, jak na stolicę winem płynącą, jest oblegany przez turystów. Że nie da się tu wścibić nawet igły i że generalnie każdy, kogo bym nie zapytała, w Tokaju na pewno już był i to co najmniej dwa razy.
Tokaj i Nyiregyhaza planowaliśmy odwiedzić już w maju, przy okazji powrotu z Mołdawii. Plany były ambitne, apetyty wielkie, bo Tokaj na mapie wygląda jak zagubiona pośród bagien wioska, do której trafią tylko ci, którzy znają drogę. Rzeki Tisza (Cisa) i Bodrog łączą się ze sobą tuż przy moście i tworzą ogromne rozlewisko, nad którym króluje wulkaniczne wzgórze. To w nim wykute są piwniczki Tokaju i Tarcal.
Na ulicach miasta hula wiatr
Wtedy w maju szalone burze nad Karpatami skutecznie zniechęciły nas do wychodzenia z auta. Nocowaliśmy w Abajuszatno, a w Tokaju zatrzymaliśmy się żeby wypłacić pieniądze. Bankomat na starym mieście, w zabytkowej uliczce. Godzina 21:30, na ulicach hula tylko wiatr. Cichcem przeszła obok nas grupka Polaków. I to by było na tyle. Teza o popularności Tokaju została podważona.
Wróciliśmy więc w sierpniu, żeby dokonać ostatecznej oceny. Okazuje się, że Tokaj jest cichym miejscem o uroku Kazimierza Dolnego, do którego turyści przyjeżdżają przede wszystkim w ciągu dnia. Tyle że nie w tak hurtowych ilościach. Po 20:00 mało kto kręci się po ulicach, w sklepach i lodziarniach nie ma kolejek. Ku mojemu zaskoczeniu rynek przy najbardziej ikonicznej atrakcji miasta, czyli piwnicy Rakoczego (tu w promieniu najbliższych 50 km wszystko nosi jego imię, nawet na Słowacji), jest wraz z zachodem Słońca zapominany.
Przeczytaj też
Atrakcje turystyczne Tokaju
Do Tokaju przyjeżdża się oczywiście po wino. W Polsce nie ma chyba człowieka, który nie kojarzyłby tokajskiego wina. Z lat młodości pamiętam, że było to jedna z jedynych dostępnych w sklepach marek. Wina z tokajskiego regionu winiarskiego były zresztą popularne w całym bloku komunistycznym, podobnie jak szampany z Mołdawii. I podobnie jak te szampany musiały po upadku komuny spojrzeć prawdzie w oczy – o czym więcej poniżej.
Gdzie pić wino w Tokaju
Być może istnieją w Tokaju gospodarstwa domowe, które nie posiadają własnej piwnicy z winem. Ale jestem praktycznie pewna, że pensjonatów i agroturystyk bez piwniczek nie ma. To po prostu nie ma prawa się wydarzyć.
Gdzie nie rzucisz kamieniem, tam trafisz piwniczkę z winem. Piwniczka jest jak garaż. Żyje trochę własnym życiem. Mieszkanie to jedno, a piwniczka to drugie. Nie musi i zwykle nie jest położona przy domu. Bo piwniczka musi być przecież w sam raz. Ani za wilgotna ani za sucha.
W Tokaju piwniczki drążone są stokach góry o tej samej nazwie. Najbardziej znane to oczywiście Rakoczy Pince na starym mieście. Tamtejsze korytarze mogły powstać już w XIII wieku. To żywe muzeum warto odwiedzić chociażby po to by dogłębnie poznać historię wyrobu wina w Tokaju. I doustnie, bo Rakoczy Pince oferuje również winetasting.
Hegyalja utca
Mając za sobą króla, możemy przejść dalej. Przykładowo w okolicach dworca, po przeciwnej stronie torów, znajdziecie długą ulicę wypełnioną od wschodu do zachodu piwniczkami należącymi do producentów wina – Hegyalja utca. Na winetasting warto z umówić się wyprzedzeniem. Są to niewielkie bary, w których wino serwowane jest zwykle przez producenta we własnej osobie. Atmosfera jest bardzo kameralna. Jeśli interesujecie się produkcją wina i lubicie sobie pogadać – to jest doskonałe miejsce na intymne rozmowy przy kieliszku. Wyjście w stanie upojenia alkoholowego jest gwarantowane.
My, dzięki rekomendacji znajomych, trafiliśmy tam do Peter Pince, którą z całego serca polecamy. Winnica ta specjalizuje się w winie wytrawnym i tego szlachetnego trunku bynajmniej nie kaleczy.
Podobne uliczki w Tokaju to np. Bem Jozsef utca.
Zamki i piwnice w tokajskim regionie – Hercegkut, Tolscva
W swoich winiarskich peregrynacjach nie musicie ograniczać się do Tokaju i jego okolic. Cały region rozciąga się jeszcze kawałek poza granice ze Słowacją (tam też możecie odwiedzać tokajskie winnice). Szczególnie malownicze są okolice położone w górach Zempleni, w których ustanowiony jest park krajobrazowy. Znajdziecie tu nie tylko winnice i piwniczki ale też strzegące tych skarbów średniowieczne zamki w Regec, Sarospatak i Karolyi.
Szczególnie godne odwiedzenia są też Hercegkut i Tolcsva, które są kwintesencją winiarskich tradycji tego regionu. To maleńkie miejscowości, do których prowadzą wąskie drogi, przecinające ogromne pola pełne słoneczników i winogron. Znajdziecie tam całe osiedla piwniczek, z których prawie wszystkie są użytkowane. Położone są one na zboczach otaczających miasteczko z obu stron gór Zempleńskich.
Przewodnik po tokajskich winiarniach
Na rynku węgierskim pojawiła się kilka lat temu świetna pozycja. Przewodnik po tokajskich winiarniach autorstwa Gergely Ripka – Tokaj Kalauz Guide. Wydana jest w dwujęzycznych wersji – po węgiersku i angielsku. Jeśli planujecie wyjazd do Tokaju i macie plany bardziej ambitne niż opicie się dowolną ilością słodkiego wina – to pozycja dla was. Szczególnie, że w książce znajdziecie też opisy niektórych atrakcji turystycznych, wskazówki gdzie zajrzeć, jak znaleźć fajny punkt widokowy w okolicy winiarni, gdzie wybrać się na spływ kajakowy.
Przewodnik można zakupić online albo na miejscu w Tokaju. Sprzedają ją w knajpach, restauracjach i hotelach. Jest to pozycja naprawdę kompletna dlatego nie mogło jej zabraknąć również w naszej kolekcji. Szczególnie, że tokajskie wino staje w obliczu przełomu.
Wytrawne wino w Tokaju
Część producentów dostrzega przepaść pomiędzy potrzebami konsumentów, a winiarską tradycją Tokaju. Przepaść wykopana została przez kilka czynników. Po pierwsze, tradycyjnie węgierskie wino jest słodkie. Osobiście nie mam zwyczaju wypijania więcej niż jednego kieliszka takiego wina. Specjalność regionu – aszu – jest wykorzystywana przede wszystkim na specjalnych okazjach, jak święta czy wesela. Do pojedynczych toastów i deserów.
Po drugie… język węgierski. Furmint jeszcze jakoś leży w ustach. Ale Harslevelu czy Sargamuskotaly? Nazwy te są trudne do wymówienia, a cóż dopiero do zapamiętania. A Tokaj, od czasu upadku ZSRR musi konkurować na równych warunkach z winami z Francji, Hiszpanii czy Stanów Zjednoczonych. Konsument z USA nie ma zielonego pojęcia czym są Węgry, a o szczepach tokajskiego wina nigdy nie usłyszy. Szczególnie jeśli szuka na półce wina wytrawnego.
Ten problem od wielu lat zaprząta głowy producentów węgierskich win. Część z nich, szczególnie młodzi ludzie, zdecydowali się na odejście od tradycji. Chcą sprzedawać więcej. Postawili na nowe receptury i już dziś tworzą całkiem dobre białe wytrawne wino (np. polecana przez nad Peter Pinceszet). Inni pozostają przy tradycji i specjalizują się w winach słodkich.
Fröccs czyli wino z wodą sodową
Warto też wiedzieć, że Węgrzy lubią mieszać wino z wodą sodową. Z dzieciństwa pamiętam, że posiadanie syfonu było w modzie, a naboje do jego nabijania walają się jeszcze po komórce mojej babci. Na Węgrzech woda sodowa jest szalenie popularna i stanowi, w mojej ocenie, bardzo dobry dodatek do słodkich tokajskich win, które rozcieńczone można pić w większych ilościach. Takie wino z sodówką nazywane jest tam fröccs i jest to dokładnie to samo co swojsko brzmiący spritzerek.
I choć najbardziej znany polsko-węgierski łącznik Krzysztof Varga twierdzi w Czardaszu z mangalicą, że jego matka abstynentka krzywiła się, że lanie wody do wina to zbrodnia, to „bez fröccsa nie ma żadnego lata na Węgrzech, że fröccs przynosi metafizyczne ukojenie, zbawienną ochłodę w letni wieczór, a także pewien melancholijny naddatek”. A w dodatku matka Vargi ponoć zawsze lubiła wypowiadać się na tematy, o których nie miała pojęcia.
Wino winem, ale już na początku wspominaliśmy, że alkohol to tylko jeden z atutów Tokaju i okolic. Atrakcji nie zabraknie szczególnie tym z was, którzy lubią aktywnie spędzać czas.
Spływ kajakowy w Tokaju – Tisza i Bodrog
W Tokaju nie brakuje wina, ale wody też możecie mieć po dziurki w nosie. Jest tu nawet pole kempingowe, do którego dostaniecie się tylko łodzią. Nieźle jak na kraj bez dostępu do morza i ze znikomą ilością jezior.
Tisza, znana w Polsce jako rzeka Cisa, łączy się tu z Bodrog, tworząc piękne rozlewisko. Prądu w rzece praktycznie niet. Jest tylko woda i komary. Można się tu poczuć trochę jak w Indonezji – gorąco, wilgotno, komary a w dodatku na horyzoncie widać stare wulkany.
Warto wiedzieć, że w tym roku tych ostatnich było w okolicy Tokaju tak dużo, że na Bodrogzug w zasadzie nie dało się wpłynąć. Rząd rozpoczął akcje opryskowe, które przyniosły na tyle wymierne rezultaty, że z początkiem sierpnia udało nam się po Bodrogzug popływać przez kilka godzin. Ale co to jest to całe Bodrogzug?
Spływ kajakowy po Bodrogzug
Na skraju Tokaju znajdziecie park krajobrazowy rozlewisk rzeki Bodrog – Bodrogzug. Można to porównać do labiryntów wodnych Luizjany, tyle że bez aligatorów, czy też polskiej Narwii – za to z ogromną ilością gigantycznych ryb, których martwe cielska co jakiś czas można wypatrzeć wśród szuwarów. Nie brakuje tu fragmentów zarośniętych rzęsą i liliami, które skutecznie spowalniają spływ. Inne, szczególnie te położone na krawędziach parku, są łatwe do pokonania.
Jeśli posiada się mapę w telefonie i ma się podstawowe doświadczenie w pływaniu kajakiem lub canoe, park można odwiedzić samodzielnie. Można go też zwiedzić razem z przewodnikiem, który nie tylko przeprowadzi was po tym wodnym labiryncie, ale też opowie o całym ekosystemie Bodrogzug.
Kajaki można wypożyczyć w kilku miejscach. My skorzystaliśmy z usług Tokaji Vízitúra Központ. Dopiero co zaczęli działać i nie są jeszcze zaznaczeni na Google Maps. Oferują wynajem canoe i kajaków (i na nasze amatorskie oko posiadają naprawdę świetny sprzęt). Można je wynająć na cały 4 lub 8 godzin. Koniecznie zabierzcie ze sobą silny płyn przeciwkomarowy, np, Muggę.
Spływ zaczyna się i kończy w tym samym miejscu. Prąd rzeki jest tu tak niewielki, że z łatwością można tutaj pływać w jedną i drugą stronę. Powyżej na mapie zaznaczamy trasę polecany przez nas kierunek zwiedzania.
Wypożyczalnia rowerów w Tokaju
Tokaj fajnie jest zwiedzać na rowerze. Jeśli kiedyś tam wrócimy, a wierzymy że nastąpi to w przeciągu najbliższych dwóch trzech latach, to pewnie zdecydujemy się na zabranie własnych jednośladów.
W czasie ostatniego wyjazdu korzystaliśmy z wypożyczalni informacji turystycznej. Ich stan pozostawia wiele do życzenia, ale przez te kilka godzin jeżdżenia po drogach wokół Tokaju, jakoś dały radę.
Koszt wynajęcia roweru to około 50 zł za dzień.
Baseny i ZOO w Nyiregyhaza
Na pewno nie zabraknie osób, które ochłody szukają w wodach Tiszy i Bodrog. Osobiście polecałabym jednak położone 30 km baseny w Nyiregyhaza. Znajdziecie tam kompleks uzdrowiskowy pełen basenów rekreacyjnych i sportowych. A gdyby tego jeszcze było mało – z trzema zjeżdżalniami, spa i masażami. Tuż obok znajdziecie nowoczesne ZOO, skansen, park linowy i dwa jeziora.
Nyiregyhaza to największe miasto w okolicy. Możecie tu dojechać rowerem (bezpieczna ściezka rowerowa połączyła niedawno oba miasta) albo pociągiem.
Przeczytaj też:
Gdzie nocować w Tokaju
Jeśli do Tokaju przyjeżdżacie tylko na kilka dni i chcielibyście mieć na wyciągnięcie ręki dobrą knajpę czynną do 23:00 (co nie jest wcale takie popularne w tym mieście) to z czystym sumieniem polecamy LaBor Kvartely.
Z opcji bardziej budżetowych na uwagę zasługuje pensjonat rodziny Legyeli w Abjuszanto – Hegyalja Panzió. Za noc płaci się tam ok 170 zł za czteroosobowe studio z dwoma pokojami. Sądząc po ilości łóżek w pokoju mogłoby się tam zmieścić jeszcze z trzy osoby. Standard jest w porządku, aczkolwiek do szału może doprowadzić tzw. ekoprzycisk pod prysznicem i różne inne braki infrastruktury. Prowadzony przez rodzinę Lengyeli (to nie pomyłka) pensjonat może nie należy do najlepiej wyposażonych, ale za to: właściciele mówią dobrze po angielsku, mają własną pokaźną piwniczkę z winami i duże śniadania.
A wielbicielom kempingu polecamy te zlokalizowane na brzegu Tiszy. np. Tiszavirag kemping.
Takiego wina na miejscu to człowiek by się napił 🙂 Na pewno od razu inne wrażenia! 🙂 Piękna wyprawa!