Wszelkie wątpliwości co do tego gdzie spędzać wakacje, rozstrzygamy pytając: Są tam jakieś winnice?
Winnica to w końcu obietnica nie tylko degustacji wina. To gwarancja interesującego krajobrazu, po którym fajnie jest przejechać się na rowerze. Do tego ogromne prawdopodobieństwo dobrego jedzenia i ogólnej atmosfery leniwego letniego wieczoru, który spędzasz w ogródku z widokiem na pola winogron.
Poniżej znajdziecie podsumowanie regionów winiarskich, które udało nam się dotąd odwiedzić. Jeśli szukasz pomysłu na wakacje z dobrym jedzeniem i winem, polecamy:
Przeczytaj też
Enoturystyka: Toskania – najlepiej rowerem
Uważamy, że nie ma lepszej i tańszej metody na zwiedzanie Toskanii niż na rowerze. Jest to jednak opcja tylko dla tych, którym nie straszne podjazdy ciągnące się jak dialogi w Modzie na Sukces. Ale za to na koniec dnia czeka człowieka wspaniały posiłek i cisza toskańskiej prowincji. Siadasz na tarasie, pijesz wino i patrzysz na zachodzące nad San Gimigniano słońce.
Specjalność wlewana do tutejszych butelek to oczywiście Chianti i Montepulciano. Jeśli szukacie czegoś słodkiego, deserowe Passito Toscano z opakowaniem ciasteczek cantucci nadaje się w sam raz na prezent przywieziony z wakacji.
O Toskanii przeczytacie w naszym poprzednim poście.
Co na widelec
Do Toskanii warto jechać wczesną jesienią. W październiku na stołach lądują nie tylko wina, ale również trufle. Dodawane są do sosów, mięs, makaronów. Można jeść aż się uszy będą trząść.
Kochamy włoską kuchnię, ale nie bez krytycznie. Włochy są jedną wielką pułapką na turystów. Dlatego jeśli miłe wam są wasze kupki smakowe wystrzegajcie się stołowania w popularnych, obleganych przez turystów miejscach. To co jest tam podawane nie można nosić nazwy włoskiego jedzenia. Jeśli chodzi o Toskanię to najlepiej zaufać restauracjom w niewielkich miejscowościach i winnicach. W agroturystykach zwykle oferowane są kilkudaniowe zestawy obiadowe serwowane w okolicach godziny 20:00.
My szczególnie gorąco polecamy sklep z serami oraz restaurację Il Rifocillo, w której w naprawdę przystępnych cenach możecie zjeść niezapomniany obiad. Szczególnie polecamy steka wołowego w sosie truflowym. Po takiej uczcie trudno jest wrócić na trasę.
Jeśli więc macie odpowiednio wysoki budżet, albo odpowiednio wypracowaną kondycję, to na wakacje z winem polecamy przede wszystkim Toskanię.
Gdzie nocować
Ponieważ jedyne fragmenty włoskiej ziemi nadające się do rozbicia namiotu znajdują się w prywatnych ogródkach Toskańczyków, w czasie wyjazdu postanowiliśmy pokonać wrodzoną nieśmiałość. Uśmiechnięte „Ciao” wymierzone we właściciela było prawie stuprocentowo skuteczne. Jedną z pierwszych nocy spędziliśmy na trawniku właściciela winnicy Castel Vecchio. Jest to stary rodzinny biznes. Jak powiedziała nam właścicielka – Laura: „Kiedy byłam młoda chciałam bardzo szybko uciec ze wsi i robić coś innego. Ale po pewnym czasie człowiek orientuje się, że praca w winnicy wcale nie jest najgorszą rzeczą jaka może ci się przytrafić”. Jesteśmy w stanie w pełni w to uwierzyć.
Bardzo polecamy to miejsce, bo właściciele to ludzie o wielkich sercach, a miejsce jest zorganizowane w prawdziwie toskańskim stylu.
Nasza druga rekomendacja to agroturystyka Casolare di Remignoli – przepięknie położony dom z z tarasem spoglądającym na San Gimigniano. Jest super włosko, super swojsko. Jeśli personal się nie zmienił, to w kuchni spotkacie postawną Włoszkę, której nie warto wspominać, że coś było za słone 🙂
Z opcji budżetowych (pomijając oczywiście spanie w namiocie) możemy polecić Camping Siena Collarvede. Leży na jednym ze wzgórz Sieny, ale do centrum dojedziecie bez problemu autobusem miejskim.
Wino w Czechach: Morawy
Morawy to doskonały wybór na początek przygody z winem. Szczególnie, jeśli enoturystykę lubicie połączyć z jazdą na rowerze (my uwielbiamy).
Czeskie Morawy mają kilka niezaprzeczalnych zalet. Po pierwsze, można tu dojechać w kilka godzin. Z Warszawy do Znojmo dojedziecie w 6 godzin i w zasadzie nie będziecie musieli skręcać. Po drugie: Morawy oferują przyzwoitej jakości wino za bardzo małe pieniądze. Po trzecie: można korzystać z dobrze oznaczonych szlaków rowerowych, które wbrew popularnej opinii wcale nie muszą być wymagające (aczkolwiek mogą też być turbo wymagające). Po czwarte: na szlakach tych, szczególnie w okolicach Znojmo, królują tzw. przystanki degustacyjne. Doskonały pretekst do zrobienia sobie przerwy.
Wina, których warto spróbować na Morawach to: Rensky Riesling i Gruner Wetliener. A z naszej perspektywy najlepszy punkt wypadowy do Znojmo, sąsiadujące z parkiem narodowym i słynącym z najlepszych warunków do uprawy winogron – Sobes.
Enoturystyka: Winnice w Mendozie – Argentyna
Kilka lat temu trafiliśmy akurat na taniutkie bilety do Buenos Aires. Stamtąd przejechaliśmy autobusem na wschód jakieś milion kilometrów. A potem jeszcze kilka na koniu. Skończyliśmy chyba z lekkim udarem słonecznym, więc ostatnie pięć dni spędziliśmy odpoczywając w Mendozie, najbardziej znanym regionie winnym w Argentynie, słynącym przede wszystkim z produkcji ze szczepu Malbec.
Lokalni włodarze podjęli lata temu decyzję o obsadzeniu większości ulic Mendozy wysokimi platanami. Stworzono też system kanałów. dzięki którym miasto jest dość zieloną oazą na pustyni na płaskowyżu, za którym zaczynają się Andy. Tylko kilkadziesiąt kilometrów dalej znajduje się Aconcagua, a rzut beretem dalej Chile.
Winnice znajdziecie przede wszystkim na południe od miasta. Można zwiedzać je na rowerze, w okolicy roi się od wypożyczalni. Wsiadasz i pijesz. Wyznam szczerze, że nie polecam – szczególnie w miesiącach letnich. Przy upałach przekraczających 30 stopni, tego typu wysiłek jest naprawdę trudny do zniesienia.
Co na widelec
Obok winnic znajdziecie też fabrykę oliwy. Bardzo zachęcamy do odwiedzin i skorzystania z poczęstunku. Jedliśmy tam najlepszy na świecie dżem z suszonych pomidorów.
Jeśli chodzi o wyborne jedzenie, to Argentyna słynie przede wszystkim ze steków. Które niespecjalnie przypadły nam do gustu. Argentyńska kuchnia wyrosła na tradycji jedzenia pasterzy. Rozpalasz ognisko, wrzucasz mięso na ruszt i doprawiasz jakąś resztką przypraw, którą wozisz w kieszeni. Te tradycyjne argentyńskie steki przygotowuje się na grillach. Powinny być chyba wpisane na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Tak jak węgierski Tokaj nie istnieje bez piwniczek, tak Argentyny nie ma bez lokalnego grilla. Tu każda rodzina spędza wieczór przy miejscowym asado. Wszyscy spotykają się przy mięsie, a miejscowe psy na koniec sprzątają resztki, nawet ze stołów.
Żeby nie było- to mięso wołowe jest bardzo dobrej jakości.Ale sposób przyrządzania nie koniecznie spełnia nasze wyobrażenie o dobrym steku. Znacznie bardziej przypadły nam w Argentynie ryby, szczególnie pstrągi.
Enoturystyka w Niemczech: Bad Durkheim i winnica Barenhof
Spędziliśmy tam tylko trzy dni, ale przywieźliśmy stamtąd miłość na całe życie. Winnica Bärenhof. Jeśli w nocy o północy obudzicie nas i zapytacie, jakie wino chcemy wysłać w kosmos jako miernik osiągnięć naszej cywilizacji, będzie to Ursus Mysticus Bärenhof’a.
Przewrotnie, mimo że winnice nad Menem słyną z białego Rieslinga, my polecimy wam wino czerwone właśnie z winnicy Bärenhof. Kosztuje maksymalnie 10 euro za butelkę, a jednocześnie jest uznawane za jedno z najlepszych w Niemczech i jako takie nagradzane medalami. W dodatku winnica położona jest jak przystało na winnicę w pięknych okolicznościach przyrody, a obsługa składa się prawie wyłącznie z członków rodziny. Dodam do tego, że Bärenhof istnieje od 1590 roku, a jeśli nie przepadacie za winem czerwonym poczęstują was swoimi ogromnymi zapasami Rieslinga.
Gdzie znajdziecie to cudo? W małej miejscowości uzdrowiskowej Bad Dürkheim. Dojedziecie tam np. tramwajem spod dworca w Mannheim.
Co na widelec
Niemcy kiełbasą stoją. Być może słyszeliście nawet o Durkheimer Wurstmarket – czyli Kiełbasowym Ryneczku. Pod tą nazwą kryje się największy festiwal wina na świecie!, który odbywa się właśnie w Durkheim Co roku pojawia się tam aż 600.000 amatorów wina. Jeśli jesteście zainteresowani, pakujcie manatki bo następna odsłona zaczyna się już w pierwszy weekend września.
Enoturystyka w Austrii: Wiedeń – jedyna stolica kraju z winnicami
Wielbiciele wina białego nie będą zawiedzeni. Razem z Morawami jest to bodaj najbliższe granic Polski miejsce, gdzie warto rozpocząć swoja przygodę z enoturystyką. Może są lepsze? Nie wiemy, ale my właśnie w Wiedniu zakochaliśmy się w degustacjach i zaraziliśmy się urokiem turystyki winiarskiej.
Informacji tej nigdy nie sprawdziliśmy, ale według słów naszego wiedeńskiego kolegi Manfreda, Wiedeń jest jedyną stolicą kraju, która posiada w granicach miasta winnice. Brzmi to naprawdę nieźle, a rzeczywistości jest tylko lepiej. Na obrzeżach Wiednia znajdziecie wzgórza z pięknymi punktami widokowymi a tuż za nimi, krainę winem płynącą.
Podobnie jak na Węgrzech znajdziecie tu maleńkie prywatne piwniczki. Nie zabraknie też przednich restauracji.
Jeśli macie spróbować jakiegoś gatunku wina to w Wiedniu celujcie w Grüner Veltliner.
Enoturystyka: Tokajski region winiarski
Tokaj na mapie wygląda jak zagubiona pośród bagien wioska, do której trafią tylko ci, którzy znają drogę. Rzeki Tisza (Cisa) i Bodrog łączą się ze sobą tuż przy moście i tworzą ogromne rozlewisko, nad którym króluje wulkaniczne wzgórze. Jest to świetne miejsce dla tych którzy lubią trochę powiosłować, a wieczorem wychylić kielich wina. Szczególnie słodkiego.
Tak, tokajskie wino jest słodkie (może za wyjątkiem Furmintu). Osobiście nie jestem w stanie wypić więcej niż jednego kieliszka, chyba że… dodam do niego wody sodowej.
Bo Węgrzy lubią mieszać wino z wodą sodową. Z dzieciństwa pamiętam, że posiadanie syfonu było w modzie, a naboje do jego nabijania walają się jeszcze po komórce mojej babci. Na Węgrzech woda sodowa jest szalenie popularna i stanowi, w mojej ocenie, bardzo dobry dodatek do słodkich tokajskich win, które rozcieńczone można pić w większych ilościach. Takie wino z sodówką nazywane jest tam fröccs i jest to dokładnie to samo co swojsko brzmiący spritzerek.
Na szczęście w ostatnich latach tokajskie winnice zmieniają tradycyjny kierunek produkcji i przekonują się coraz bardziej do wina wytrawnego. Niezależnie jednak od tego czy szukacie piwnic wypełnionych winem z dużą czy małą zawartością cukru, najłatwiej odnajdziecie się w tym małym alkoholowym świecie z pomocą przewodnika Gergely Ripka (więc o Tokaju w naszym poprzednim wpisie).
Jeśli chodzi o to co polecamy. Wszyscy wiedzą, że w Tokaju trzeba spróbować aszu, najlepiej z czterdziestu czterech puttonów. Spróbować może tak. Ale my będziemy twardo obstawać przy winie wytrawnym pachnące dębem, takich jak na przykład Hárslevelű i Kabar. Z winnic, które znają się na produkcji wytrawnego wina, bardzo polecamy zarządzaną przez młodego pasjonata Peter Pince.
Co na widelec
Węgry to oczywiście papryka, mangalica (wieprzowina) i gulasz wołowy. Polecamy przede wszystkim ten ostatni. W gorące węgierskie wieczory apetyt na jedzenie spada. Zupa wydaje się wtedy najlepszym rozwiązaniem.
Gdzie nocować w Tokaju
Po tegorocznym pobycie możemy z całego serca polecić maleńki hotelik i restaurację LaBor Kvartely. Położony jest na starówce tuż przy Piwnicach Rakoczego. Pięknie urządzone i przestronne pokoje, w których co rano będzie budził was dzwon kościoła pod wezwaniem Serca Jezusowego.
Winnice w okolicach Budapesztu – Szant Endre i Etyek
Nie wszyscy pewnie wiedzą, że Tokaj to niejedyny, choć z pewnością najbardziej w Polsce znany, węgierski region winiarski. Większość z was kojarzy pewnie kiepskie wino Egri Bikaver, które pochodzi np. z Egeru.
Jeśli odwiedziny w winnicy chcielibyście połączyć ze zwiedzaniem którejś z europejskich stolic, zarówno Wiedeń, jak i Budapeszt będą doskonałym rozwiązaniem.
W okolicy Budapesztu najpopularniejszymi miejscami są Szant Endre i Etyek – niewielkie miejscowość na północ i zachód od centrum miasta. Można się tam wybrać nawet na pół dnia.
Enoturystyka: Mołdawia i mołdawskie wina
Mołdawskie szampany przeszły podobną drogę co wina Tokaju. Przed upadkiem ZSRR Mołdawia była jednym bogatszych krajów Związku. Szampany i wina lały się szerokim strumieniem. Potem przyszły lata dziewięćdziesiąte i czasy konkurencji. Okazało się, że na daleki zachód od Karpat nikt o Mołdawii nie słyszał. Zakochany w ekologicznym jedzeniu Zachód nie chce płodów z Mołdawii, dopóki ta nie zacznie dostarczać owoców jak z folderu. Tymczasem w Mołdawii owoce wyglądają tak jak je Bóg stworzył, nie stosuje się tu takiej ilości pestycydów co w Unii. Dla wielu importerów to deal breaker.
Osobiście nie mogę powiedzieć by mołdawskie wino szalenie przypadło mi do gustu. Szczególnie, że podobnie jak w Tokaju specjalnością jest tu wino słodkie, deserowe rose (smakuje wybornie z jabłkiem) i szampany. Najbardziej przypadł nam do gustu to: Feteasca Neagra, którego próbowaliśmy w winnicy Asconi.
Z drugiej jednak strony Mołdawia okazała się być strzałem w dziesiątkę jeśli chodzi o koloryt kraju.
To nie jest kierunek oczywisty, jak Toskania, która oczaruje każdego, a na koniec zostawi nas z pustymi kieszeniami. Mołdawia to miejsce gdzie każdy się do was uśmiechnie, zapyta skąd jesteście i zaprosi na wino. Rzeczywistość tego kraju jest pełna absurdów i docenią go Ci którzy w swoich podróżach zainteresowani są przede wszystkim drugim człowiekiem.
Enoturystyka w Mołdawii
Warto wiedzieć, że przemysł winiarski w Mołdawii nie jest tworzony dla ludu. W Mołdawii pija się szczególnie wina domowej roboty, a nie te butelkowane w znanych winnicach. W związku z tym ceny zwiedzania, zakupów czy degustacji win (o noclegu nie wspomnę) w takich znanych miejscach jak Cricova czy Purcari wcale nie powalają na kolana. Jest to zdecydowanie towar luksusowy przeznaczony dla wyżej klasy średniej. Festiwale wina uświetniają tu koncerty gwiazd muzyki popularnej.
Przykładowo na festiwalu wina w winnicy Asconi pod Kiszyniowem spotkaliśmy sympatyczny, ale dość wyselekcjonowany tłum ekspatów, turystów i bogatszych mieszkańców Kiszyniowa. Bilety kosztowały 80 zł. Przywieźliśmy z niego między innymi butelkę wina z etykietą ręcznie wymalowaną przez dyrektora Radio Wolna Europa, który na festiwalu świadczył takie usługi w zamian za napiwek.
Więcej o niej przeczytacie w naszym artykule w IgiMag.
Co na widelec
Wszystko. Mołdawia ma tą niezaprzeczalną zaletę, że stołowanie w restauracjach nie zrobi krzywdy nawet bardzo chudemu polskiemu portfelowi. Polecamy wszystko począwszy od placków na słodko i słono, przez mięsa, a na słodkich naleśnikach skończywszy. Nie polecamy tylko wina domowej roboty. Uznajcie to za ostrzeżenie.
Enoturystyka w Portugalii: Alentejo, Dao, Douro
Podczas gdy tysiące ludzi praży się na portugalskich plażach, okolice regionów Alentejo (wschód) i Douro (północ) świecą pustkami. Szczególnie po sezonie, kiedy Portugalia jest jeszcze pełna zieleni. W Alentejo największą atrakcją jest średniowieczne miasteczko Monsaraz. Wycieczki dojeżdżają tu krętymi serpentynami z Evory, mało kto zostaje na noc.
Z uliczek górującego nad okolicą miasteczka widać jak na dłoni sąsiadkę Hiszpanię. Okolica bliższa i dalsza słynie przede wszystkim z produkcji wina. Poza tym jest to jeden z chyba najsłabiej zaludnionych fragmentów Portugalii. Ciemno tu jak pod Suwałkami, a nocne niebo ocenia się na mocne 7,5. Zanieczyszczenia światłem w zasadzie brak. Podobnie jak sklepów spożywczych.
Ich specjalność to wino czerwone. Nie będziemy oryginalni i powiemy, że najbardziej przypadło nam do gustu Touriga Nacional, uprawiany przede wszystkim w Douro i Dao. Ale znajdziecie go w knajpach w całym kraju.
Co na widelec
Portugalia dorszem stoi. Poza tym kuchnia obfituje w jagnięcinę, wołowinę i mięsiwo innego rodzaju. Porcje są zwykle ogromne, a wraz z menu na stole zawsze lądują przystawki – chleb ze słonym masłem, oliwki, ser, smarowidła.
Gdzie nocować
Jeśli nie śpicie w namiocie w myśl zasady camp&dine, to polecamy oczywiście agroturystyki. Z własnego doświadczenia podrzucamy tu link do miejsca, w którym odpoczywaliśmy od świata w Monsaraz.
Wino, tamada i supra, czyli enoturystyka w Gruzji
Gruzini uwielbiają pić – zarówno wino jak i wódkę (czaczę). Zwykle korzystają przy tym ze swoich domowych zasobów. Butelkowane wino jest tylko dla turystów. Myli się więc ten, kto wybierając się do Gruzji nie zwraca uwagi, w jakie rejony się udaje. Jeśli jesteście miłośnikami wina, pojedźcie do Kacheti, bo tamtejsi gospodarze lepiej znają się na sztuce tworzenia wina niż mieszkańcy Batumi czy Tbilisi.
Chyba każdy Gruzin posiada w domu samodzielnie upędzony zapas wina i czaczy, najlepiej na cały rok. W niektórych domach znajdziecie zwierzęce rogi, które również służą do napitku. Róg zamiast kieliszka – żebyś nie mógł odstawić go na stół przed opróżnieniem. Nino i Temo u których mieszkaliśmy w Bordżomi mają imponujący róg koziorożca, zapłacili za niego małą fortunę. Róg ma objętość jednego litra. Zwykle korzysta się z niego, aby wypić na raz strzemiennego. Na szczęście gruzińskie wino domowe jest zwykle w miarę słabe – ok. 6-10 %. Nie mniej jednak wypicie już na koniec imprezy litra jakiegokolwiek wina brzmi jak zadanie godne Obelixa.
Przeczytaj też
Co na widelec
Kuchnia gruzińska jest mocna jak ich głowy. Chaczapuri i chinkali to oczywiście podstawa, a weganie nie mają w tym kraju zbyt dużego wyboru.
Jeśli jesteście w Gruzji, to prawdopodobnie nie ominie was wizyta w Tbilisi. Przy okazji nie może was zabraknąć w restauracji znajdującej się w kompleksie Funicular. Przyjedźcie przed zachodem Słońca – żeby móc przyjrzeć się w z góry problematycznej współczesnej architekturze miasta, a potem już przy blasku gwiazd zjedzcie pyszną gruzińską kolację. Restauracja ta działała jeszcze za czasów Związku Radzieckiego, kręcono tu kultowe dla Gruzinów filmy.
Ile kosztuje enoturystyka?
Na koniec wielkie pytanie. Ile kosztuje łączenie wakacji z winem? Osobiście uważamy, że wszystko jest kwestią priorytetów.