Znajomi – się dziwili. Co tam można robić osiem dni? Spotkany w Tarnopolu na Ukrainie Polak wytrzeszczył oczy i upewnił się: „Jedziecie tam własnym autem?”. Im bliżej granicy byliśmy, im dalej od Unii odjeżdżaliśmy, tym cała podróż stawała się w naszych sercach coraz bardziej sensacyjna, absurdalna i nieprzemyślana. Wszyscy pukali się w czoła, straszyli dziurami w drogach. A Eric Weiner – autor „The Geography of Bliss” – bezczelnie i otwartym pismem grzmiał, że wino mołdawskie śmierdzi…
Przeczytaj też
Road trip przez Ukrainę do Mołdawii
Do przejechania jest jakieś 2500 km.
Czas: 8 dni
Przez te 8 dni staliśmy się królami dróg powiatowych. Planując wyjazd z wujkiem Googlem wydawało mi się, że jedne dni w aucie będą lżejsze, inne cięższe. Prawda była taka, że w zasadzie wszystkie były tak samo wymagające.
Nieważne ile kilometrów było do przejechania, zegar zawsze przewidywał co najmniej 5-6 godzin w aucie. Do czasu jazdy trzeba zwykle doliczyć przede wszystkim oczekiwanie na granicach. Coś czego w moim komfortowym, schengenowskim umyśle zupełnie nie uwzględniłam. Do tego dochodzą przerwy na toaletę, posiłek, rozprostowanie kości, zakupy winiet, kawę, kupę, zdjęcia. A na koniec jeszcze różnica czasu. Przy przekroczeniu granicy z Ukrainą od razu jesteśmy godzinę w plecy.
Trasa
Trasa: Warszawa – Zamość – Hrebenne (granica) – Tarnopol – Poleski Park Narodowy – Chocim – Mamałyga (granica) – Kiszyniów – Sculeni (granica) – Borsa – Sapanta – Petea – Tokaj – Abaujszanto – Koszyce – Warszawa
Po drodze:
- zwiedziliśmy zamek w Chocimiu,
- jedliśmy i piliśmy w Kiszyniowie,
- odwiedziliśmy winnicę Ascani,
- spacerowaliśmy po jaskiniach doliny Orheiul Vechi,
- powłóczyliśmy się przez dwie chwile po szlakach Maramuresz,
- zajrzeliśmy na Wesoły Cmentarz,
- wypłaciliśmy pieniądze w Tokaju,
- zajrzeliśmy do piwniczki z winem w Abaujszatno.
Z perspektywy czasu bardzo żałujemy, że nie mieliśmy jeszcze dwóch dni w zapasie, które poświęcilibyśmy na zwiedzanie Maramuresz i nadrzecznych knajpek w Tokaju. W efekcie w Maramuresz spędziliśmy tylko pół dnia, a w Tokaju mieliśmy czas tylko na poranne zwiedzanie piwniczki naszych gospodarzy.
Oczekiwanie na granicach
Mamy niesamowite szczęście przejeżdżać przez polsko-ukraińską granicę w Hrebenne w czasie prawosławnych świąt Wielkanocy. Granica jest zupełnie pusta, stoi przed nami jakieś trzy samochody. Celnicy są jednak lekko nieobecni duchem i kompletnie niekomunikatywni. W sumie przejście granicy zajmuje nam jakąś godzinę.
Jest to rewelacyjny czas i do dziś gratulujemy sobie doskonałej intuicji, która kazała nam odwrócić kierunek zwiedzania i zamiast uderzyć od razu na Węgry, skierowała najpierw do Ukrainy. Nasz znajomy przejeżdżał przez granicę tydzień później i zajęło mu to 10 godzin. I to nawet nie w Hrebbenem, bo stamtąd uciekli, gdyż kolejka zapowiadała się na godzin szesnaście.
Jeśli możesz wjeżdżaj na Ukrainę w czasie ich świąt.
Granica w Mamałydze i granice pomiędzy Rumunią a Mołdawią nie są za bardzo oblegane. Największy ruch odnotowaliśmy na granicy pomiędzy Rumunią a Węgrami. W końcu to brama do Schengen.
Marząc o aucie odpowiednim na ukraińskie drogi
Stan dróg na Ukrainie
Zaczniemy z wysokiego C. Przejazd przez Ukrainę to jak powrót w czasie, ale taki w którym ciągle drapiesz się po głowie i pytasz: Czy u nas tak było dwadzieścia lat temu? Czy nigdy tak nie było?
Szybko zapominamy. Ja już nie pamiętam jak tragiczne były drogi przed 2012 r. Jak przez mgłę pamiętam samochody, stojące na poboczu, bo znowu nawalił silnik, poszedł pasek, albo coś się przegrzało. Na Ukrainie jest to standard.
Drogi są dobre na odcinkach prowadzących do stadionów wybudowanych na EURO 2012. Drogi powiatowe są dość humorzaste. Raz pojedziesz 90 km/h, raz 50 km/h, co jest o tyle niebezpieczne, że nigdy nie wiesz o czai się za kolejne 30 metrów. Są też drogi po których nie pojedziesz szybciej niż 10km/h. Drogi w miastach i wsiach są w bardzo złym stanie. Nie polecamy wykonywania żadnych objazdów, zbaczanie z drogi też jest nie wskazane i grozi zniszczeniem miski olejowej. No chyba że podróżujecie jakimś sprytnym SUVem.
Odcinek naprawdę tragicznego asfaltu znajduje się w szczególności na ostatniej prostej pomiędzy Chocimiem a Mamałygą. Jednocześnie, trasa ta prowadzi przez przepiękne podolskie wsie, pełne jeszcze piękniejszych podolskich studni. Zapewniam, że prędkość poruszania się przez te tereny pozwoli na dokładne przyjrzenie się każdej z nich.
Stan dróg na Mołdawii
Po tym jak przeturkotaliśmy po dziurawych drogach prowadzących do granicy w Mamałydze, pozostało nam się przeżegnać przed wjazdem do Mołdawii.
Okazało się jednak, że całe to biadolenie na stan dróg w Mołdawii jest już mocno nieaktualne. Kilka lat temu rząd zapoczątkował program „Lepsze drogi”, uzyskał wiele dotacji zza granicy i viola! Wyjazd samochodem do Mołdawii od lat nie był prostszy.
Trasa M14 z Mamałygi do Kiszyniowa jest w bardzo dobrym stanie. Po równym asfalcie dojedziesz też z Kiszyniowa do monastyru Orheiul Vechi oraz do winnic takich jak Cricova czy Asconi.
Nie jestem pewna jaki jest stan drogi prowadzącej do Purcari. Niestety czas nie pozwolił nam zajrzeć do wszystkich interesujących nas miejsc i piwniczek w Mołdawii.
Trasa E58 z Kiszyniowa do przejścia granicznego w Sculeni jest w dobrym stanie, ale największe opóźnienia na trasie w tym momencie (maj 2019) powodują remonty nawierzchni.
Jazda samochodem po Kiszyniowie
Nie zamierzamy was straszyć. Uważam, że kierowcy w Kiszyniowie mają niezasłużenie złą reputację. Ruch w mieście nie jest zawrotny. Największy problem sprawia brak pasów ruchu. Można się czasem nie zorientować, że jedziemy pod prąd. Jednak Kiszyniów nawet nie stał przy takich gigantach chaosu jak Neapol czy Teheran.
Pierwsza lepsza droga w Kiszyniowie była też w lepszym stanie niż krajowe trasy przejeżdżające przez Tarnopol.
Stan dróg na Rumunii i Węgrzech
Nasza trasa przez Rumunię i Węgry przebiega przez jednopasmowe drogi krajowe, w większości w dobrej nawierzchni (w Rumunii znacznie lepsze niż w okolicach Tokaju). Przez tereny górskie Maramuresz prowadzi nowiutki asfalt. Nie zmienia to jednak faktu, że przez tereny te jedzie się powoli, ze względu nie tylko na piękne widoki (jest to najbardziej malowniczy fragment naszej trasy) ale też fakt, że wsie ciągną się tutaj kilometrami wzdłuż drogi.
Ceny w Mołdawii i koszty wyjazdu
W sumie nasz ośmiodniowy wyjazd kosztował nas 700 zł od głowy (podróżowaliśmy w 4 osoby). Zmieściły się w tym koszty paliwa, posiłków (w tym wizyt w restauracjach), zakupów jedzenia i noclegów. Wydatki te można zmniejszyć, jeśli będzie się spało w namiocie, zwłaszcza na dziko. Pogoda w majówkę anno domini 2019 nie zachęcała do rozkładania namiotów. Ostatecznie biwakujemy tylko nad Dniestrem, w okolicach Chocimia.
Biorąc pod uwagę, że nasz samochód żywi się benzyną i wcale mało nie pali, wynik uważam za rewelacyjny.
Zwykle za nocleg płacimy 30 zł od osoby. W zasadzie najdroższe było trzypokojowe mieszkanie w Kiszyniowie, które z dnia na dzień wynajmujemy na Airbnb i kosztuje nas 180 zł za dzień.
W Mołdawii można się najeść po same burty. W restauracji za kilkudaniowe obiady z butelką wina i czterema deserami płacimy 100 zł – za pięć osób.
Paliwo po drodze
Przekroczyliśmy granicę i rzuciliśmy się na pierwszą stacje. Najpierw mały szok kulturowy. Jak wszędzie na Ukrainie także i tutaj mamy sporo biurokracji i przerost etatów. Na stacji pracuje zwykle Pan Nalewacz, którego trzeba jakoś poinformować ile paliwa sobie życzycie. Ten wieść poniesie dalej do kasjera i dopiero wtedy będzie można zacząć tankowanie. O matko i córko!
Gdy już przebrnęliśmy przez to, zaczęliśmy obliczać jaki jest kurs hrywny. I jak byśmy nie patrzyli, wychodziło, że paliwo kosztuje co najmniej 5 zł.
Plotki o bajecznie niskich cenach paliwa na Ukrainie okazały się znacznie przesadzone. Czasy paliwowego eldorado dawno minęły, ceny są teraz tylko trochę niższe niż w Polsce. Wieść gminna niesie, że na mniejszych stacjach paliwo jest chrzczone. Ich ceny są znacznie niższe niż na OKKO czy WOG, ale spalanie może ponoć wzrosnąć po takiej dolewce o 30%.
Dużo taniej jest w Mołdawii, tam litr paliwa można zatankować za jakieś 4 zł. Z kolei na Rumunii jest taniej niż na Węgrzech, ale oczywiście sporo drożej niż w Mołdawii.
Godne polecenia noclegi po drodze
W drodze poszukiwaliśmy zawsze miejsca tylko na jedną noc. Miało być czysto i tanio.
Ukraina – Tarnopol – Hostel Tarnopil – pokój czteroosobowy – cena 135 zł
Bardzo schludnie urządzony, jeszcze pachnący nowością hostel w sercu miasta. Pani na recepcji mówi po polsku.
Mołdawia – Kiszyniów – Mieszkanie na Airbnb w dzielnicy Botanika
Z tego co zdążyliśmy się zorientować, mieszkanie na standardy kiszyniowskie jest w dobrym stanie. Uważane jest wręcz za bardzo nowoczesne. Na pewno znajdziecie lepsze warunki. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że bycie przywitanym przez właściciela słowami: „zdejmujcie buty, bo psy srają na ulicy” było prawdziwą przygodą.
Rumunia – Statiunea Borsa – Pensiunea Mia – pokój czteroosobowy – cena 110 zł
Pokój czteroosobowy z prywatną łazienką na korytarzu. Wiemy dwie rzeczy – kompletnie nie oszczędzają tutaj na ogrzewaniu a jeszcze mniej mówią po angielsku.
Węgry – Abaujszanto – pensjonat Hegyalja Panzió – studio z dwoma pokojami i łazienką – cena 170 zł
Prowadzony przez rodzinę Lengyeli (to nie pomyłka) pensjonat może nie należy do najlepiej wyposażonych, ale za to: właściciele mówią dobrze po angielsku, mają własną pokaźną piwniczkę z winami i duże śniadania. W cenie otrzymujemy studio z dwoma oddzielnymi pokojami i łazienką. Lux variant!
Winiety Ukraina, Mołdawia, Rumunia, Węgry, Słowacja
Na Ukrainie winiet oczywiście niet. Przy takim stanie dróg trudno się temu dziwić. Jak już wspominaliśmy na Mołdawii drogi są już dużo lepsze i w związku z tym wprowadzono również podatek, który umożliwi im ten stan utrzymać.
Przy wjeździe na Mołdawię, po zakończeniu kontroli, winiety zakupicie w budynku służby granicznej.
Na Rumunii winieta obowiązuje na wszystkich drogach w kraju. Możecie ją zakupić na stacji paliw. Uwaga, często trzeba mieć przy sobie gotówkę.
Na Węgrzech opłata pobierana jest za przejazd po niektórych drogach ekspresowych i autostradach. W naszym przypadku nie było potrzeby kupowania winiety.
Na Słowacji natomiast winietę zakupiliśmy. Był to pierwszy moment od czasów Kiszyniowa, w którym mogliśmy porozkoszować się jazdą po dwupasmówce. Słowację przejeżdżamy w nieco ponad dwie godziny.
Formalności przed wyjazdem samochodem na Mołdawię
W zasadzie najważniejszą rzeczą, którą musisz załatwić przed udaniem się w podróż do Mołdawii, poza wyrobieniem paszportu, jest Zielona Karta. Jest to zielona karteczka, którą załatwisz u ubezpieczyciela twojego samochodu, która jest dowodem na to, że w razie wypadku spowodowanego na terenie Ukrainy lub Mołdawii, przejmie on odpowiedzialność za skutki wypadku. Zieloną Kartę możesz wykupić lub otrzymać za darmo u twojego ubezpieczyciela. Nasz samochód mamy ubezpieczony w PZU i na szczęście oni wydają taki dokument od ręki i bez dodatkowych opłat.
Kto może wyrobić Zieloną Kartę
W naszym przypadku (PZU) o Zieloną Kartę mogła wystąpić osoba, która wykupiła ubezpieczenie.
Związane jest to z tym, że otrzymanie Zielonej Karty wymagało, od strony formalnej, zmiany umowy ubezpieczenia. Mimo że jestem współwłaścicielem auta i widnieję w umowie ubezpieczenia, po Zieloną Kartę musiałam wysłać osobę, która ubezpieczenie wykupiła.
Ubezpieczenie wydano na miejscu.
Zieloną Kartę musisz mieć przy sobie w czasie podróży, będzie ona sprawdzana przez celników na Ukrainie i w Mołdawii.
Z kim jechać samochodem do Mołdawii?
Fajnie jest móc spędzić te wszystkie godziny w samochodzie w miłym towarzystwie.
Decyzja o tym, z kim dzielić auto w czasie wyjazdu samochodowego ma kolosalne znaczenie. Te kilka metrów kwadratowych będzie waszym wspólnym domem przez kilka albo kilkanaście dni i jest to zdecydowanie wystarczająca ilość czasu żeby się znienawidzić albo pokochać. Możecie znać się od przedszkola i co piątek pić wódkę, a i tak to nie daje żadnej gwarancji tego, że nie pozabijacie się na pierwszych 500 km trasy.
Mamy za sobą dziesiątki wyjazdów ze znajomymi. Istnieją takie kwestie, które zawsze będą budzą ogromne emocje i o które najłatwiej jest się pokłócić. Są to te tematy, które uważasz za najbardziej oczywiste: o której wstajemy, gdzie śpimy, co jemy, i ile to wszystko będzie kosztowało. Każdy z nas ma inny rytm zwiedzania a co nawet bardziej istotne – inny rytm życia. I to wychodzi na wierzch bardzo szybko.
Na normalnym wyjeździe można się rozdzielić, pójść własną drogą i spotkać po kilku dniach. Na road tripie to raczej oznacza koniec road tripu.
Idealny towarzysz
Warto jest wybrać ludzi, którzy są elastyczni, bezproblemowi, a chyba przede wszystkim ciekawi miejsc i ludzi, do których jedziecie. Tacy, którzy bardziej ucieszą się na wiadomość o tym, że właśnie przypadkiem załapaliście się na stypę we wsi pod Tarnopolem niż na kawę w Starbucksie pod wieżą Eiffle’a.
Jednym słowem ważne jest posiadanie podobnych i realistycznych oczekiwań co do waszego wyjazdu, który w większości będzie stanowił rutynę wielu godzin w samochodzie.
Fajnie jest zatrzymać się na chwilę i omówić takie kwestie jak: Ile godzin będziecie spędzać w aucie? Kto będzie prowadził? Czy chcecie zobaczyć coś szczególnego po drodze? Gdzie chcecie spać w czasie podróży i jaki macie budżet na nocleg? Czy i gdzie będziecie spać w namiocie? Gdzie chcecie jeść? Macie zamiar gotować na wyjeździe? Czy każdy posiłek chcecie jeść w knajpie? To ma być wyjazd, w którym jesteście w stanie jechać non stop od wschodu słońca do północy, czy raczej chcecie żeby był to wyjazd w stylu slow?