Zimowe wyprawy do Szwecji nie należą do najprzyjemniejszych. Kiedy wyjeżdżasz z Polski i wydaje ci się, że jest ci zimno, lądujesz po drugiej stronie Bałtyku i już wiesz, że tak musiał wyglądać dzień w którym Van Gogh postanowił obciąć swoje ucho.
Fakt, Sztokholm jest pięknym miastem, którego ulice usiane są kolorowymi domami. Charakterystyczna lekko bordowa barwa nazywana jest „czerwienią z Falun”. W XVI wieku Szwecja była słabo zaludnionym, ubogim państwem. Surowe warunki nie sprzyjały pomnażaniu bogactwa jej mieszkańców. Ponoć w czasie potopu szwedzkiego wojsko króla Karola Gustawa, było w szoku widząc przepych i dobrobyt polskich włości (którego składniki bez krępacji wywieźli do ojczystego kraju). W tej oto Szwecji cegła była towarem deficytowym i pomijając stolicę, Goteborg i miasta południowego wybrzeża, do budowy domów używano przede wszystkim drewna. Jednak niejeden Szwed i niejedna Szwedka aspirowali do klasy wyższej. Stąd też popularność zyskiwała czerwona farba, pochodząca z Falun, która drewnianym budynkom nadawała wygląd ceglanych. Zawiera ona w sobie odpady z rudy miedzi oraz hematyt i ponoć doskonale konserwuje ściany domów.
Zbudowany na 14 wyspach na wodach zatoki Morza Bałtyckiego Sztokholm tworzy idealną twierdzę morską (nazwę miasta można tłumaczyć jako: stock – pień i holme – wyspa). Jest zima, wokół nas mnóstwo wody i wiatr od morza. Warto byłoby się gdzieś ogrzać i na szczęście lub nieszczęście Sztokholm może pochwalić się siedemdziesięcioma mniej lub bardziej ciekawymi muzeami. Z całą pewnością do tego drugiego lepszego sortu należy to znajdujące się na wyspie Djurgarden. Jedna z największych atrakcji stolicy Szwecji – muzeum, które poświęcone jest jednemu, wyjątkowemu statkowi. Miejsce, którego nie powinno się ominąć, bo choć z pozoru hasło „historia statku” może nie budzić motyli w waszych brzuchach, to muzeum to jest fantastyczne. My również na początku nie byliśmy do końca przekonani do muzeum stworzonego wokół statku. Skusiliśmy się na wizytę dopiero, gdy za którymś powtórzeniem dotarło do nas w końcu, że w muzeum znajduje się prawdziwy statek.
Muzeum mieści się w porcie, stąd może nie od razu można dostrzec, że trzy spośród znajdujących się tam masztów nie znajdują się na wodzie, a wystają na sztorc z dachu jednego z budynków. To właśnie tam został umieszczony w całości, zachowany w doskonałym stanie okręt noszący imię wielkiej dynastii Wazów (Vasa).
Dzieje tego statku przeplatają się z historią stosunków polsko-szwedzkich. Powstawał pomiędzy 1626 a 1628 rokiem na potrzeby toczącej się wojny trzydziestoletniej, w której państwa katolickie walczyły z koalicją krajów protestanckich. Szwedzi byli wtedy zaangażowani przede wszystkim w walkę z Rzeczpospolitą, która ciążyła im na sercu nie tylko ze względu na spór religijny, ale przede wszystkim dlatego, że do szewskiej pasji doprowadzały ich pretensje do tronu szwedzkiego zgłaszane przez ówczesnego króla Polski Zygmunta III, nie bez przyczyny noszącego nazwisko rodowe Waza.
Budowniczowie statku chcieli, aby Vasa był największym okrętem wojennym jaki kiedykolwiek wypłynął ze szwedzkich stoczni. Jednocześnie, dzięki zastosowaniu nowatorskiej konstrukcji miał być smuklejszy i szybszy niż standardowy galeon. Wiózł on na pokładzie ogromną ilość dział, które miały zostać użyte w bitwach u wybrzeży Morza Bałtyckiego i ostatecznie przechylić szalę zwycięstwa na stronę Szwecji. 64 działa znajdujące się na wyższych pokładach miały być równoważone przez 120 ton balastu. Jak się okazało, była to ilość nie wystarczająca.
10 sierpnia 1628 roku Vasa wypłynął w swój próbny rejs. Z nadbrzeży obserwowało go całe miasto. Przy tak okazałej publiczności tuż po postawieniu żagli, znajdując się wciąż w porcie, pod wpływem silniejszego podmuchu wiatru statek przechylił się na jedną z burt po czym chluba szwedzkiej marynarki wojennej na oczach wszystkich zgromadzonych osób poszła na dno. Zgodnie z nieśmiertelną zasadą propagandy winą za katastrofę obarczono polskich szpiegów, którzy rzekomo mieli zmanipulować plany konstrukcyjne statku. W rzeczywistości plany te były zmieniane na polecenie króla Szwecji, który zażądał wstawienia dodatkowych dział, które nie zostały zrównoważone przez kamienny balast.
Ponad dwadzieścia lat później Szwedzi wydobyli z wraku tkwiące w nim działa. Użyto do tego dzwonu nurkowego. Chwilę potem statek popadł w zapomnienie, mimo że zatonął przecież pośrodku miasta. Dopiero w połowie XX wieku prywatny poszukiwacz Anders Franzén ustalił ponad wszelką wątpliwość miejsce jego zatonięcia. W 1961 doszło do jego podźwignięcia i odholowania na mieliznę. Wtedy rozpoczęto żmudny proces konserwacji, którego efekty można od 1990 roku podziwiać w muzeum.
Dla fanatycznej wielbicielka filmu „Goonies”, którą jestem, obejrzenie XVII wiecznego galeonu na własne oczy stanowiło spełnienie marzeń. Statek wygląda na doskonale zachowany, co więcej zawieszone na nim olinowanie i eksponowane w muzeum żagle są również oryginalnymi częściami statku (które w czasie zatonięcia były składowane pod pokładem). Na burtach (ponoć pod latrynami) można oglądać zdobienia przedstawiające polskich szlachciców, na których pohybel został zbudowany ten okręt. Całość można podziwiać z kilku poziomów drewnianych trapów, które pozwalają na przyjrzenie się dolnemu i górnemu pokładowi z wszelkich możliwych stron.
O szczegółach jego projektowania, kontekście politycznym, przebiegu budowy i wielu wielu innych ciekawych rzeczach dowiecie się w muzeum, które jak najbardziej polecamy. Jako wielki plus warto wspomnieć, że strona internetowa muzeum jest dostępna w języku polskim (jako jednym z 40 możliwych języków do wyboru).
Do Sztokholmu można dostać się z łatwością tanimi liniami lotniczymi, które lądują na lotnisku Sztokholm Skavsta. Z lotniska jest jeszcze ok 1,5 h drogi do samego Sztokholmu. Lotnisko jest maleńkie i co jest jego ogromną zaletą – nie jest bezpośrednio położone przy wjeździe na autostradę. Dzięki temu, jeśli zależy wam na oszczędzeniu kilkudziesięciu złotówek, możecie spokojnie próbować złapać stopa stojąc na rondzie wyjazdowym z lotniska. Nam zajęło to jakieś 15 minut, po których zatrzymali się dla nas dwaj sympatyczni krajanie z Trójmiasta. Biorąc pod uwagę jak wielu polaków lata tam służbowo, możecie mieć podobne szczęście.
Więcej informacji o muzeum:
http://www.vasamuseet.se/sv/Sprak/Polski/
Jakiś czas temu byliśmy na wycieczce w Sztokholmie i nie spodziewaliśmy się nawet w najśmielszych marzeniach tego jak fantastycznie wygląda Vasa w rzeczywistości.
Udało mi się popełnić lekko wyluzowany artykuł na ten temat.
http://www.blogczystoosobisty.ynox.pl/kompleks-malego-siurka-czyli-sex-po-szwedzku/
Podrawiam serdecznie