Nawet ślepiec nie nazwałby Tbilisi płaskim. W najniższym punkcie miasta ziemia wznosi się na wysokość 380 m. n.p.m. To trzykrotnie więcej niż najwyższy punkt Warszawy. Nad zbudowaną na wzgórzach stolicą Gruzji króluje Mtatsminda, góra o wysokości 727 metrów. Na szczęście, nie trzeba na nią wchodzić na własnych nogach.
W górę! Funicular w Tbilisi
27 marca 1905 roku u jej stóp ustawiły się tłumy gapiów, aby podziwiać nowy cud techniki – funicular, czyli kolejkę szynową, zdolną do wdrapywania się na strome wzgórza. Kolejka została wybudowana, aby uatrakcyjnić kompletnie niezagospodarowany płaskowyż, znajdujący się na szczycie Mtatsmindy. Na początku XX wieku budynki powstające w Tbilisi nie miały już gdzie się podziać. Życie miasta było skupione wokół brzegów przepływającej przez stolicę rzeki Kury. Władze miasta wpadły więc na pomysł przerzucenia ciężaru inwestycyjnego na otaczające Tbilisi wzgórza. Na szczycie Mtatsmindy miały powstać nowe osiedla mieszkaniowe, połączone z centrum miasta kolejką. Ostatecznie, mimo jej powstania, wzgórza te do dzisiejszego dnia usiane są przede wszystkim trawą, a nie osiedlami mieszkaniowymi. Problemy z dostępem do wody oraz wybuch Rewolucji Rosyjskiej (Gruzja była wtedy częścią Rosji) pokrzyżował plany rozbudowy. Za to 1930 roku powstał tam park rozrywki, który funkcjonuje do dziś.
W tamtym okresie funicular musiał być atrakcją porównywalną z dzisiejszym rollercoasterem. Ludzie zgromadzili się przed budynkiem ozdobionymi witrażami z gwiazdami Dawida i z niecierpliwością oczekiwali na poznanie tych nie znających strachu bohaterów, którzy jako pierwsi wsiądą do kolejki. Ci jednak nie byli tacy znowu skłonni do podjęcia ryzyka. Śmiałków trzeba było wpierw wyłuskać z tłumu, prawie że wbrew woli zwieźć na miejsce powozami, zapłacić odpowiednią ilość gotówki i dopiero wtedy, po wielu zapewnieniach o tym, że lina nie pęknie pod ciężarem wagonu i pasażerów, zdecydowali się oni dokonać niemożliwego i wsiąść do wagoników, które w 6 minut wwiozły ich na górę.
Razem z kolejką na szczycie wzgórza została wybudowana piękna stacja końcowa, która stała się siedzibą kultowej gruzińskiej restauracji. Ze swoimi wysokimi białymi kolumnami, ogromnymi parkietami i trzema tarasami z widokiem na miasto, budynek stał się ulubionym miejscem spotkań. Stworzyło też klimatyczną scenografię dla wielu filmów z lat 50-tych, 60-tych i 70-tych. W późniejszych latach zarówno stacja jak i restauracja podupadły, by w 2013 roku powrócić w wielkim stylu i na nowo stać się jedną z największych atrakcji Tbilisi. Mieszczą się tu dwie restauracje (położona na parterze Chela – dla takich jak my robaczaków – oraz droższa, wypełniona dźwiękami fortepianu Funicular Restaurant).
Będąc tam nie da się nie spojrzeć na roztaczającą się stamtąd panoramę miasta. Nic tak nie oddaje charakteru Gruzji jak ten widok. Z tarasów jak na dłoni widać wznoszący się nad rzeką pałac prezydencki, górującą and sąsiedztwem katedrę Sameba, a po prawej stronie nowoczesną willę Bidziny Iwaniszwilego. Ponadto widać stąd również inne mniej lub bardziej zwariowane nowoczesne budynki, jak most zwany Podpaską, nowa sala koncertowa i Public Service Hall. Wszystkie powstały w mniej więcej tym samym okresie i stanowią kontrowersyjne zagadnienie estetyczne, a przede wszystkim polityczne.
Mit szklanych domów
Należałoby zacząć od początku, czyli od rewolucji róż w 2003 roku, po której do władzy doszedł Michail Saakaszwili. Jako postępowy i antyrosyjski prezydent skupił się przede wszystkim na realizacji swojej głównej obietnicy wyborczej tj. zmniejszeniu przestępczości. Zadanie zakończyło się pełnym powodzeniem. W latach dziewięćdziesiątych Tbilisi było jednym z najniebezpieczniejszych miast Europy, dziś plasuje się w czołówce najbezpieczniejszych (podobnie jak cała Gruzja w rankingu państw).
Tbilisi w latach dziewięćdziesiątych było zaniedbane i brudne. Oświetlenie ulic nie działało, a Wojciech Górecki pisał wręcz, że „żar papierosa zostawiał po sobie smugę, jak samolot na niebie” (Toast za przodków, wyd. Czarne). Tymczasem jeszcze w latach 30-tych XX wieku Tiflis (czyli Tbilisi) było kosmopolitycznym miastem wypełnionym przybyszami ze wschodu i z zachodu. Współgrało to z historią całego kraju, który od początku swojego istnienia było tyglem kulturowym – prawosławnym krajem położonym na samym końcu Europy, otoczonym przez muzułmańską egzotykę. Borys Pasternak (rosyjski laureat literackiej nagrody Nobla z 1958 – której to nagrody nie mógł przyjąć z przyczyn politycznych – autor „Doktora Żywago”) nazywał to miasto chimerą – bestią o zachodniej głowie i wschodnim ciele (Joshua Levine, www.nytimes.com).
Obecnie Tbilisi wraca powoli do swojej dawnej świetności. Ten wspaniały sukces został osiągnięty różnymi metodami, które niektórym mogą wydać się mało europejskie. W skali kraju Michaił Saakaszwili pozbywał się kryminalistów na różne sposoby. Z rządzącą Swanetią mafią rozprawił się przy pomocy służb specjalnych i aresztowań. Mniejszym przestępcom darowano bilety w jedną stronę do krajów sąsiednich. Saakaszwili zlikwidował też targ w Sadachlo (wieś przy granicy Armenii, Azerbejdżanu i Gruzji), na którym można było nie tylko posłuchać plotek z czterech stron świata, ale również kupić hurtowe ilości broni i narkotyków. Dziś powszechnie uważa się, że Michaił Saakaszwili w wielu miejscach przesadził. Wolał aresztować dziesięciu niewinnych niż ominąć jednego winnego. Ponoć aresztowania były zakrojone na tak szeroką skalę, że łapano już nie tych, którzy popełnili przestępstwo, ale także tych którzy zaledwie wspomnieli o takiej możliwości. Bezpardonowo rozprawiał się też z opozycją. Można to nazwać wschodnim pierwiastkiem Saakaszwilego.
Jednocześnie były prezydent budował i wiele osób uważa, że granice rozsądku zostały przez niego przekroczone również w tej wydałoby się niewinnej dziedzinie. Gruzja, ze swoim wspaniałym potencjałem turystycznym miała stać się za jego kadencji już nie tylko wczasowiskiem dla Rosjan. Mieli pojawić się tutaj goście z szeroko pojętej zagranicy, a żeby ich zachęcić należy zapewnić im bezpieczeństwo, stworzyć bazę usługową i uatrakcyjnić pobyt w stolicy. Ludzie muszą nauczyć się mówić po angielsku, bo po rosyjsku taksówkarz nie dogada się z Holendrami. Miasto musi otrząsnąć się z lat zaniedbania, bo nie znający gruzińskiego turysta z Francji nie zachłyśnie się znakomitymi sztukami teatralnymi, tylko przestraszy rozlatującego się wejścia do kamienicy.
Za prezydentury Saakaszwiliego w Tbilisi jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się nowoczesne budynki, jakich tutaj jeszcze nigdy nie widziano. Symbolem walki z korupcją stały się przeszklone komisariaty policji (symbolizujące transparentność), a turystyka miała odrodzić się pod dachami nowoczesnych projektów autorstwa włoskich architektów. W 2010 roku brzegi Kury spiął Most Wolności – stworzona ze szkła i stali, oświetlona 1200 żarówkami ledowymi kładka dla pieszych. W podobnym stylu wybudowano nową salę koncertową, która stanęła po wschodniej stronie rzeki. No i najważniejsza z budowli, przypominająca drzewa sawanny kopuła Public Service Hall, rzucająca się w oczy niczym opera w Port Jackson. Łączy on funkcję siedziby banków, urzędu miejskiego, pracy i stanu cywilnego. Co więcej, monumentalny budynek parlamentu stojący przy ul. Rustavelego stoi dziś pusty. Saakaszwilli przeniósł jego siedzibę do innego miasta – Kutaisi. Oczywiście do kosmicznego, szklanego budynku, który wyjątkowo stanął nie w centrum, ale na przedmieściach.
Najbogatszy Gruzin wkracza na scenę
Stosunek Gruzinów do tych budynków nie jest jednakowy i stanowi papierek lakmusowy ich poglądów politycznych. Ci, którzy są przeciwnikami Saakaszwilego co do zasady nie znoszą nowej panoramy centrum miasta. Mierzi ich nieprzystający do dawnej zabudowy nowoczesny styl „szklanych domów” wprowadzony przez byłego prezydenta. Most Wolności jest przez złośliwych przezywany Mostem Always Ultra, ze względu na podobieństwo do skrzydlatych podpasek. Na oddzielną opowieść zasłużył budynek służby publicznej.
Public Service Hall codziennie odwiedzany przez tłumy stanowi manifestację nowoczesności. Krzyczy „Patrzcie! Czasy komuny i wrogości władzy wobec człowieka minęły”. Tutaj możesz w sposób szybki i wygodny załatwić wszystkie sprawy – wziąć ślub, załatwić formalności związane z zakupem mieszkania, wziąć kredyt. Brak tutaj ciasnych pokoików, wszystko co potrzebne zgromadzone jest na parterze w ogromnym open space. Przy wejściu rząd stanowisk do wykonywania zdjęć paszportowych i dowodowych, pod oknami wygodne krzesła, bezpłatna sieć Wi-Fi, działająca klimatyzacja. Na wyświetlaczu dane statystyczne na temat ilości zarejestrowanych w tym miesiącu małżeństw. Całą tą idyllę zakłócają jedynie grupki żebraków otaczające wejście do budynku oraz stojący przy wejściu mały paszkwil Iwaniszwilego.
Bidzina Iwaniszwili, to najbogatszy człowiek w Gruzji, właściciel jednej z najcenniejszych kolekcji sztuki na świecie, a zarazem były premier kraju, który na scenie politycznej pojawił się w momencie, gdy Gruzja miała już dość Saakaszwilego. Startując w wyborach zapowiadał, że wchodzi do świata polityki tylko na dwa – trzy lata, aby „uzdrowić politykę”. Zrezygnował z urzędu już rok później, kiedy członek jego partii wygrał wybory prezydenckie. O jego bogactwie krążą legendy, podobnie jak o willi mieszczącej się na zboczach gór otaczających Tbilisi. W zachodnich gazetach dziennikarze prześcigają się porównaniach. Jedni pisali, że nadaje się na scenografię do kolejnego filmu z Bondem, drudzy, że wygląda jakby za chwilę mieli tam wylądować Jatsonowie. Gruzini opowiadają sobie o niej historie podobne do tych, które słyszano o pałacu Janukowycza. Że trzyma tam pingwiny i żyrafy, a z Afryki sprowadził egzotyczne drzewa. W momencie przeprowadzania wyborów 2012 roku jego majątek wynosił połowę budżetu kraju. Relacja pomiędzy Saakaszwilim a Iwaniszwilim ma temperaturę stosunków Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska.
Ponieważ Public Service Hall jest dzieckiem Saakaszwilego, po zakończeniu jego kadencji, przed wejściem do tego budynku umieszczono tablicę przypominającą o wszystkich ofiarach reżimu w latach 2004-2012 (czyli reżimu Saakaszwilego). Tablica jest duża, brzydka i kiczowata, sprawia wrażenie postawionej tam naprędce. Ktoś zadał sobie jednak trud umieszczenia na niej napisów w języku angielskim oraz zaznaczenia jej lokalizacji na googlemaps. Znajdujący się niedaleko pokaźnych rozmiarów pomnik języka gruzińskiego już na to nie zasłużył.
Problemy dotknęły też budowę teatru (czy też sali koncertowej). Usytuowana tuż przy parku konstrukcja przypomina odrobinę dwie armaty wycelowane w zachodnią stronę miasta. Niektórzy, w tym równie Iwaniszwili, odbierali ten projekt jako kolejny cios zadany kulturze Gruzji. W 2013 roku doszło do aresztowania dewelopera zajmującego się budową tego budynku. Postawiono mu zarzuty korupcyjne.
Pałac prezydencki na miarę naszych potrzeb
Uprzykrzanie Saakaszwilemu jego architektonicznych osiągnięć nie kończy się na brzegu rzeki. Inne budowlane osiągnięcie jego kadencji to ogromny pałac prezydencki. Gigantyczny i bijący po oczach, z pięknym widokiem na stare miasto, własnym lądowiskiem i otoczony wysokim murem, został postawiony po wschodniej stronie rzeki. Kadencja Saakaszwilego miał być zarazem początkiem jak i końcem pałacu. Po jego odejściu ze stanowiska zaczęto rozglądać się za nową prezydencką siedzibą. W tym celu zakupiono XIX wieczną willę w centrum miasta. Iwaniszwili nie wygra jednak tej walki. Wybrany za jego błogosławieństwem nowy prezydent Gruzji – Margwelaszwili – odmówił przeprowadzki. 12 milionów dolarów z pieniędzy podatnika, które wydano na zakup willi, poszło na marne. Cała heca z nieudaną przeprowadzką została skomentowana przez prezydenta w następujący sposób: „Dla wszystkich jest oczywistym, że nie jest to kwestia metrów kwadratowych, tylko kwestia polityczna. Niestety, Pan Bidzina nie może zaakceptować, że mogę podejmować moje własne decyzje.”
Pałac stoi w bardzo specyficznym miescu. Tbilisi ma podobny do Warszawy układ urbanistyczny. Zachodnia strona, ze starym miastem i niemal wszystkimi zabytkami, stanowi kulturalne centrum. Wschodnia część, niczym praska strona Warszawy, dopiero od niedawna zaczęła przyciągać do siebie co odważniejszych artystów i expatów. Jest zaniedbana i nadgryziona zębem czasu. Żyją tu raczej ubodzy mieszkańcy miasta. I to właśnie tutaj, w samym środku, ustawiono najpierw pałac prezydencki, a następnie katedrę Sameba.
Katedra Sameba
Katedra w bardzo wymowny sposób góruje nad krajobrazem całego miasta. Jej złocone dachy widoczne są chyba z każdego punktu, za dnia czy w nocy. Stojąc na samym szczycie niewielkiego wzniesienia z łatwością przyćmiewa całą okolicę. Została postawiona dokładnie za plecami pałacu prezydenckiemu i zdaje się mówić „myślisz, że twój pałac jest duży? spójrz za siebie”. Powszechnie wiadomo, że katedra została wybudowana dzięki pieniądzom przekazanym przez Iwaniszwillego.
Kościół prawosławny ma w Gruzji niepodważalna pozycję. Gruzja jako drugie w historii państwo (po Armenii) przyjęło chrzest w roku 337. Kościół jest więc zespolony z dziejami tego kraju, na dobre i na złe, od prawie 2000 lat. Monastyry, pamiętające czasy dużo bardziej odległe niż panowanie Dawida Budowniczego i królowej (a w zasadzie króla) Tamary, są wszechobecne, stanowią też jedną z głównych atrakcji turystycznych tego kraju. Najstarsze z nich pochodzą z V wieku. Gruzińskie plemiona, porozsiewane po setkach dolin, łączyły przede wszystkim alfabet i religia. W czasach komunizmu, podobnie jak w Polsce, kościół gruziński był zwalczany przez Moskwę. Kiedy w 1977 roku Ilia II został wybrany patriarchą (katolikosem) kościół gruziński złożony był z 50 popów. Dziś jest ich 1700 (za: www.cacianalyst.org).
Katolikos to postać nie byle jaka. Zwłaszcza taki jak Ilia, który pamięta czasy zarówno komunizmu, jego upadku i wojen domowych w latach dziewięćdziesiątych. Ma ogromny wpływ na decyzje podejmowane przez Gruzinów. Chociażby te demograficzne. Ile to już lat polscy księża próbują nas namówić do rozmnażania? Pogarszające się statystyki demograficzne w Gruzji skłoniły katolikosa go ogłoszenia w 2008 roku decyzji: odtąd będzie on ojcem chrzestnym każdego TRZECIEGO dziecka, którego rodzice należą do gruzińskiego kościoła. Ponoć skutki są już widoczne i nic dziwnego, skoro jest to kraj, w którym praktycznie każdy żegna się przejeżdżając obok cerkwi. Kościół coraz bardziej otwarcie miesza się również do polityki, która ponownie po kilku latach spokoju, spolaryzowała społeczeństwo. Integracja z Unią zakłada wprowadzenie ustaw liberalizujących stosunki społeczne, co nie podoba się konserwatywnej części społeczeństwa, nad którą rząd dusz stanowi kościół. Narastający konflikt widać wszędzie, począwszy od parlamentu, a skończywszy na architekturze. Nawet decyzja o ulokowaniu katedry Sameba była architektonicznym prztyczkiem wycelowanym w nos mniejszości ormiańskiej, na której osiedlu wybudowano tę świątynie. Ormianie są członkami kościoła ormiańskiego (kościoły prawosławne to kościoły narodowe) i wybudowana pod ich oknami katedra kościoła gruzińskiego jest im do niczego nie potrzebna.
Disneyifikacja starego Tiflis
Historia opowiadana przez współczesną architekturę Tbilisi nie kończy się na monumentalnych budynkach. Wiele kontrowersji budzi „renowacja” Starego Tiflis, czyli obszaru pomiędzy Placem Wolności a tureckimi łaźniami. W trakcie nie do końca przemyślanej renowacji starego miasta (choć być może był to zamierzony chaos?) wyburzonych zostało wiele zabytkowych budynków. W miejsce dawnych murowanych kamienic postawiono imitujące je betonowe budynki. Oryginalne, ręcznie wykonane elementy zostały zastąpione tanimi, masowo produkowanymi ozdobami. Jest to tym bardziej bolesne, że miejska architektura gruzińska zachwyca przede wszystkim eleganckimi, ażurowymi balkonami. Balkony opasają niemal wszystkie budynki w tym kraju.
Wiele bezcennych nieruchomości zostało przejętych w podejrzanych okolicznościach. Proceder ten, nazwany fasadyzmem, Disneyfikacją Starego Tbilisi, spotkał się z oporem jedynie części mieszkańców. Dla wielu wybór pomiędzy mieszkaniem w rozpadającym się świadectwie historii a nowiutkim blokiem jest oczywisty. Jednak wiele z tych zabytkowych miejsc można było ocalić, oczywiście większym nakładem finansowym (więcej: http://balticworlds.com/tbilisi-destroys-its-past/).
Gruzja to ciało polityczne. Każda dolina to inny naród, każda zagroda to inny ród i inne ambicje. W XIX wieku Michał Andrzejkowicz-Butowt pisał, że „komu los choć kilka chat wydzieli, zaraz mu i mitrę daje w dodatku” i do dziś mawia się, że w Gruzji co drugi jest księciem (za: Wojciech Górecki Toast za przodków). W dodatku każdy tutaj może uważać się za górala. Krewki charakter Gruzinów i ich nieszczęśliwe położenie geograficzne sprawia, że obszar tej to prawdziwa beczka prochu. Statystyka jest dla nich bezlitosna. Po zakończeniu I wojny światowej cieszyli się niepodległością zaledwie trzy lata. Obecne czasy to jeden z najdłuższych od średniowiecza okresów wolności. Warto zobaczyć ją w tak szczęśliwych czasach kiedy nie tylko cieszy się niepodległością ale również wychodzi na finansową prostą.
___________________
Więcej naszych wpisów z Gruzji znajdziecie tutaj.
Jestem w trakcie pisania tekstu o Gruzji i trafiłam na wasz – już nie młody – tekst o Tbilisi. Czapki z głów! Jest rewelacyjny!
Dziękujemy bardzo 🙂 Jest nam bardzo miło, że się do czegoś przydaje.
Justyno i Danielu dawno nie przeczytałem wpisu o Gruzji z tyloma ciekawostkami i napisanego w tak profesjonalny sposób, a zarazem rozbudzającego sentymentalizm u kogoś kto ten kraj odwiedził. Byłem w Gruzji już kilka razy, nawet odbyłem w Tbilisi praktyki z planowania przestrzeni miejskiej więc pozwolę sobie dodać coś od siebie w tym temacie. Szkło i metal nie wiele ma wspólnego z tradycyjną architekturą Tbilisi, ale architekturę tworzy wciąć pisząca się na nowo historia, wydarzenia polityczne i ludzie. Tak jak trafnie zauważyliście w Gruzji wszystko jest w ciągłym ruchu i zmienia się dynamicznie, zmienia się też architektura i nastawienie do niej mieszkańców. Osobiście uważam te zmiany za idące w dobrym kierunku. Gratuluję trafnych obserwacji i na pewno podzielę się Waszym postem z moimi znajomymi. Jeśli będziecie ciekawi moich spostrzeżeń dotyczących Gruzji, zapraszam do odwiedzenia mojego bloga, https://heading2somewhere.com/2015/02/22/pierwsza-milosc-jak-ma-na-imie-i-jaka-jest-naprawde/. Pozdrawiam Mateusz.
Wielkie dzięki za tyle komplementów, jest nam strasznie miło, że czyta nas ktoś więcej niż tylko najbliższa rodzina 🙂
Na pewno zajrzymy